Pamiętam ten dzień. Nie tak szczegółowo, żeby wiedzieć, jaka była pogoda albo co wtedy zjadłam na śniadanie. Ale że definitywnie pożegnałam wtedy Ono-noworodka – pamiętam jak dziś.

Koniec pewnej epoki

To było, kiedy moje niemowlątko definitywnie wyrosło ze wszystkich ubranek na 50-ileś centymetrów. Dokonałam niezbędnych zakupów w rozmiarze 62, uprałam wszystko, poskładałam i ułożyłam w szufladzie. Kiedy to robiłam, dotarło do mnie, że to jest pierwszy z nastu razy. Że ten mały człowiek będzie już tylko rósł, nie wróci do noworodkowego pół metra. Nigdy. NIGDY.


Dwa razy więcej dziecka

Przewijamy kilka odcinków do przodu i cyk, jesteśmy w styczniu 2023, kiedy miarka wzrostu wskazuje 124 cm. Urosło dziecko dwukrotnie. I przede wszystkim: dorosło. Mówią, że w rodzicielstwie dni są długie, ale lata krótkie. Nie ma nic bardziej prawdziwego. Przecież całe eony spędziłam na karmieniu, lulaniu, noszeniu, usypianiu czy zapinaniu napów na wierzgających nóżkach, a dzisiaj ze zdziwieniem patrzę na ten ponad metr człowieka, który wyrósł od zera w zaledwie osiem lat, i tak wiele potrafi.

Kiedy to minęło? A, wtedy. Nie patrzyłam, bo karmiłam, lulałam, usypiałam i tak dalej.


Wszystkie emocje naraz

W moich wspomnieniach z początków cukier miesza się z solą i ostrą papryką. Zdjęcia to idylla – żadne nie uchwyciło chwil, kiedy z zaciśniętymi zębami motałam w chustę wściekłą ośmiornicę, jednocześnie skacząc na piłce do pilatesu i nucąc „Marsyliankę” . Filmiki pokazują najsłodszego bobasa na świecie, ale przecież nie kręciłam ich podczas licznych pobudek, które losowo okraszone były lękami nocnymi. Mam piękną sesję z karmienia piersią, a żadnych fotek z odstawiania, które trwało zdecydowanie dłużej, niż bym sobie życzyła. Nie umiem zapomnieć, chociaż bym chciała. 


Coś się kończy, coś się zaczyna

Ten progres przy niemowlaku i toddlerze ciągnie się i ciągnie, jest widoczny dopiero kiedy spojrzysz wstecz. Trochę jakby wędrować przez rozległą puszczę: myślisz, że ciągle mijasz te same drzewa, a ścieżka meandruje w nieskończoność. A jednak każda puszcza ma swój kraniec. Rację mieli ci, co powtarzali „to minie”. Już dawno nie skaczemy na piłce, chusty służą ozdobie, sprzedaliśmy nosidło i nawet odzyskaliśmy własne łóżko. Częściowo, bo nadal czasem na część nocy objawia się w nim mały człowiek z wielkim pluszowym jednorożcem. (Nie narzekam. Moja kuzynka w dzieciństwie upierała się, żeby spać w łóżku rodziców z drewnianym koniem na biegunach). 


Kiedy dziecko przestaje się buntować?

Minęły też dzikie afery. Kryzysy rozwojowe u dwulatka, trzylatka czy czterolatka, zwane „buntami” , przeorały nas mocno, wszystkich troje! I do dziś dreszcz przebiega mi po plecach na samo wspomnienie tych szczególnie spektakularnych. Częstotliwość sztormów stopniowo zaczęła maleć i to, co zdarzało się dawniej kilka razy na dzień, obecnie ma miejsce raz na parę tygodni. I ze znacznie mniejszą intensywnością. (Tak, wiem, że to tymczasowe). Dziecko z wiekiem też staje się bardziej komunikatywne oraz świadome swoich potrzeb. Potrafi rozpoznać moment zmęczenia, głodu czy przestymulowania hałasem, czasem nawet samodzielnie poweźmie środki zaradcze. I przeprasza, jak już się uspokoi. 


Jedyną stałą rzeczą jest zmiana

Niektórych „to minęło”  trochę szkoda. Pamiętam, jak z dnia na dzień ze słowa „kało” Ono przestawiło się na „makałon”, a później, zupełnie nagle, zaczęło mówić całkiem poprawnie i z terkoczącym pięknie r. Osłabł entuzjazm na widok nowych ubrań, a nie tak dawno 10-pak skarpetek był witany z taką samą radością, jak paczka żelków. Co się nie zmieniło, to cechy temperamentu. Ono pozostało osóbką przeżywającą wszystko mocniej niż przeciętny człowiek, choć zakres problemów oraz ich kaliber uległy zmianie. Nadal jednak krzyczy głośniej, protestuje żywiej i smuci się dłużej od swoich rówieśników. Ale też uśmiecha się szerzej, produkuje więcej dzieł malarskich, zgłasza się częściej do odpowiedzi oraz emocjonuje się silniej, kiedy ratuje w parku mokrą pszczołę. Coś za coś.


Jeśli mamy iść w stronę porównań kulinarnych, to bycie mamą starszego dziecka jest jak sok grejpfrutowy: trochę słodko, trochę gorzko, no i kwaśno, kiedy żmija wyhodowana na własnej piersi oznajmia gromko: jesteś trochę stara i brzydka, ale zawsze cię kocham.

Kiedy urodziłam Ono, napisałam, że to największa przygoda mojego życia. Nadal tak myślę. Przygody mają to do siebie, że są emocjonujące, niekoniecznie tylko przyjemne, ale zawsze niezapomniane. Właśnie tak jest.

Pozostałe wpisy w tym cyklu: 4. urodziny w lockdowniepraca zdalna z 3,5-latkiem życie po długim karmieniu piersią | codzienność z 2-latkiem | z roczniakiemz niemowlakiem | z noworodkiem