Jak grudzień, to święta, a jak święta – to jedzenie. I to nie byle jakie, bo pełne ukrytych znaczeń. Zimowe święta ludzkość obchodzi od dawna pod różnymi nazwami, podobnie jest z kolacją wigilijną, która w formie i w treści różni się mocno od tego, co jemy na co dzień.
Znaczenie, jakie potrawom wigilijnym przypisuje się obecnie, to pokłosie wpływów chrześcijaństwa, które na znane dużo wcześniej motywy nadpisało swoją symbolikę. Jeśli więc myślisz, że liczba potraw na wigilijnym stole odnosi się do liczby apostołów albo że ryba nawiązuje do Chrystusa… to tylko częściowo masz rację.
Jeśli przyjrzymy się znaczeniu kolacji wigilijnej, to będzie łatwo rozkodować składniki najpopularniejszych potraw: pierniki, pierogi z grzybami, makowiec, karp czy śledź – wszystkie bardzo dobrze pasują do charakteru tego dnia, który w tradycji naszych przodków rozpoczynał nowy rok słoneczny. Przesilenie zimowe to wieczór przełomowy, znaczący. Dający nadzieję na wiosenne odrodzenie, obfite zbiory i pełen dobrobytu rok. Tego dnia z zaświatów dusze zmarłych mogły przybyć na ziemię, żeby się ogrzać. Trzeba było mieć to na uwadze!
POCZYTAJ tutaj WIĘCEJ o tradycjach wigilijnych: KLIK
Ryby z podziemnych wód
W kulturach Bliskiego Wschodu, gdzie narodziło się chrześcijaństwo, ryby to zwierzęta należące jednocześnie do świata żywych i podziemnej krainy zamieszkałej przez dusze zmarłych – bo wierzono, że wszystkie rzeki i morza są ze sobą połączone, więc co to dla takiej ryby, popłynąć sobie w zaświaty, a potem wrócić. Tego nie potrafi żadne inne stworzenie, dlatego do ryb jako symbolu przypisana jest moc odrodzenia i przezwyciężania śmierci.
To znaczenie przejęli radośnie pierwsi chrześcijanie, dopisując do greckiego słowa ichtys akrostych „Jezus Chrystus, boski syn, zbawiciel” i traktując prosty rysunek ryby jako swój znak rozpoznawczy (krzyż zaczął być używany dopiero w VI wieku). W tym samym czasie na ziemiach zamieszkałych przez Słowian panowała zima, więc przypuszcza się, że ryby rzeczne czy jeziorne, złowione w przeręblu nierzadko z narażeniem życia, mogły stanowić jeden z cennych składników kolacji na Szczodre Gody. W końcu nie tylko ludzi na niej karmiono, ale i bogów oraz dusze zmarłych.
Mak dla obfitości
Usypiające i halucynogenne właściwości maku znane były już dawno. Wiązało się je z zaświatami i bóstwami śmierci. W starożytnej Grecji ziarnka maku to atrybut boga snu Hypnosa, ale i Demeter, bogini ziemi i urodzaju. Obfitość ziarenek w jednej makówce przywodzi na myśl płodność i dobrobyt, co stanowi korzystną wróżbę w przejściowym czasie, kiedy losy przyszłorocznego urodzaju dopiero się ważą. W rodzimej literaturze mak pojawia się też w „Dziadach”, kiedy w II części Guślarz używa jego ziaren do odpędzenia wszystkich wezwanych wcześniej dusz.
Mak jako składnik potraw wigilijnych pojawia się w różnej formie: jako makowiec, kluski z makiem, łamańce, makówki lub makiełki. Najbardziej rdzennie słowiańska wydaje się kutia, znana na Kresach i używana dawniej do przewidywania najbliższego roku: porcją kutii rzucało się o powałę lub sufit – jeśli dużo się przykleiło, to nadchodzący czas miał być obfity i pełen dobrobytu. Dlatego przy przyrządzaniu kutii nie można było oszczędzać na innym ważnym składniku…
Miód, by odpędzić śmierć
W wielu kulturach miód traktowało się z czcią, składając go w ofierze, używając w rytuałach czy spożywając tylko na specjalne okazje. Nasi przodkowie dobrze wiedzieli, że miód się nie psuje, a ciasta z jego dodatkiem można przechowywać miesiącami czy nawet latami. Stąd już blisko do wniosku, że spożycie miodu zapewnia zdrowie, siły witalne, długie życie, a nawet nieśmiertelność.
Miód jako produkt stoi w połowie drogi między światem roślin a światem zwierząt. Antropologia stosuje w takich przypadkach określenie „liminalny”, czyli pozostający w stanie zawieszenia. Jednocześnie słodycz miodu to również bogactwo, obfitość i szczęście, dlatego na stole wigilijnym pojawiają się także bardziej współczesne słodkości: marcepan, nugat, czekolada, suszone owoce. Wszystko na dobry, słodki początek, bo jaka Wigilia, taki cały rok.
Przeczytaj zimowy wpis o pierwszym śniegu: KLIK
Grzybowy most w zaświaty
Kolejnym liminalnym składnikiem potraw wigilijnych są leśne grzyby. Niby roślina – ale bez liści czy gałęzi. Niedająca się posadzić ani zasiać. W smaku i konsystencji niepodobna zupełnie do niczego. W dodatku rośnie w tajemniczym i niebezpiecznym miejscu, jakim jest las. I to zazwyczaj w nocy! Nie tylko Słowianie uważali, że w grzybach jest coś magicznego (znane są np. średniowieczne przedstawienia Jezusa w otoczeniu grzybów… halucynogennych).
Można powiedzieć, że przez swój pośredni charakter grzyby stanowią swego rodzaju most do zaświatów. Ich symbolika jest dwojaka: jednocześnie wiązane są z nieśmiertelnością, bo suszony grzyb przetrwa wszystko (najwyraźniej ludy słowiańskie nie znały plag moli spożywczych, szczęściarze!), oraz z przemijaniem, bo czas na zbieranie grzybów jest stosunkowo krótki. Na wigilii pojawiają się np. w uszkach, pierogach czy kapuście, a nawet w barszczu – do tego ostatniego, według powiedzenia, wystarczy jeden grzyb.
Burak na zdrowie
Już pewnie widzisz, że znaczenie różnych symboli opiera się na prostych analogiach. W religioznawstwie określa się to jako tzw. magię sympatyczną, a dokładniej jej aspekt zwany magią homeopatyczną. To zasada, że podobne powoduje podobne, dostrzeżona i opisana przez szkockiego antropologa Jamesa Frazera. Zatem skoro wywar z buraków przypomina krew, przypisywano mu identyczne właściwości: miał zapewniać długowieczność, zdrowie, witalność, a także urodę. To zresztą niepozbawione podstaw naukowych, bo buraki zawierają m.in. silne antyoksydanty oraz sporo całkiem nieźle przyswajalnego żelaza.
Nasiona na dobre zbiory
W wielu domach pod obrusem kładzie się sianko. Przyjęło się, że to nawiązanie do stajenki, w której przyszedł na świat Jezus. Tymczasem to dużo starszy zwyczaj! Odziedziczyliśmy go po kulturze agrarnej, która w myśl wspomnianych zasad magii sympatycznej, nakazywała w dniu przesilenia zimowego stawiać w domu pierwszy skoszony w danym roku snop zboża. Miało to zapewnić obfite plony w nadchodzącym roku. Snop ten, nazywany diduchem, zostawał w tym miejscu do Trzech Króli, kiedy był rytualnie palony.
Obecnie zamiast zapraszać do domu stóg siana, jemy potrawy z kaszą, siemieniem lnianym, ziarnami pszenicy, żeby przyciągnąć dobrobyt – jeśli nie na polu, to chociaż w domu i w portfelu. Zboża mają też zapewnić sytość wszystkim domownikom oraz zwierzętom gospodarskim. Sięgamy również po orzechy, wiązane z bogactwem, zdrowiem i tężyzną fizyczną.
Jabłka i nie tylko
Obecność jabłek na wigilijnym stole może w pierwszej chwili wzbudzić skojarzenia z historią o Adamie i Ewie. Jednak w Biblii mowa o owocu, przypuszcza się, że mogła to być figa, granat, winogrono albo cytrus – jabłkowa interpretacja prawdopodobnie pochodzi z wpływów łacińskich, gdzie słowo „malum” oznacza zarówno „jabłko”, jak i „zło”. Wracając do jabłek, zupełnie trywialnie wiązane są po prostu ze zdrowiem i siłą.
Z kolei jedzenie gruszek ma przyczyniać się do długiego życia. Suszone śliwki, poza poprawianiem trawienia, odpędzają złe moce. Morele z kolei to uroda i młodość.
Na koniec kwestia tych dwunastu potraw… Parzyste liczby w wielu kulturach przynosiły pecha lub nawet śmierć. Zatem możemy założyć, że zarówno dań, jak i biesiadników przy stole wigilijnym było dawniej nie do pary. Niektóre źródła twierdzą, że potraw w najuboższych domach przygotowywało się siedem, w nieco bogatszych dziewięć, a w najbardziej zamożnych trzynaście, czyli tyle, ile miesięcy (w solarno-lunarnym kalendarzu używanym przez Słowian prawdopodobnie trzynasty miesiąc dodawany był raz na parę lat dla wyrównania rachuby).
Reply