Majowe podsumowanie zakupowego szaleństwa. A miało być tak pięknie!

Popłynąwszy

Tak mogłabym podsumować mój zakupowy maj. I byłoby to adekwatne, bo większość zakupów powiązana była jakoś z tygodniem, jaki spędziłam z Ono nad morzem. Ale po kolei. Bo zaczęło się niewinnie, nową opaską do spania, z bawełną od wewnątrz, bo te poliestrowe fundowały mi zapalenie spojówek. Odhaczyłam też punkt z mojej listy potrzeb, kupując biustonosz (dokładniej kupiłam dwa i jeden odesłałam). Do naszej rodziny dołączyły także Lotta i Magda, dwie lalki – spóźnione prezenty urodzinowe dla Ono.


Reisefieber, czyli gorączka podróżna

W miarę jak zbliżał się termin naszego wyjazdu, zaczynałam odczuwać lekki niepokój. Czekało mnie 6 godzin w pociągu z energicznym trzylatkiem, później 6 dni nad morzem i powtórka z tych 6 godzin. W dodatku prognozy zapowiadały deszcz, wichry niespokojne i inne bardzo niesprzyjające wypoczynkowi w plenerze atrakcje. Nie powiem, była to wizja dość przerażająca.


Na fali tego niepokoju kupiłam:

  • ok. 20 książek, puzzli, kolorowanek, zeszytów z naklejkami itd.
  • nowe, terenowe kółka do wózka (lekka spacerówka z piankowymi kółkami to jest BAJKA #matkizrozumio)
  • dwustronną kurtkę-wiatrówkę
  • 1 sukienkę (miała być na chrzciny, na które idę za tydzień, ale okazała się bardzo codzienna)
  • prezent na rzeczone chrzciny (podarujemy go)
  • 2 książki papierowe
  • trochę kosmetyków i innych akcesoriów okołopodróżnych, typu jednorazowe śliniaki, krem z filtrem
  • podróżne pudełko na mokre chusteczki (drugi egzemplarz, bo pierwszy nam ukradziono #truestory)
  • całe mnóstwo ubranek dziecięcych (Ono niepostrzeżenie wyrosło z rozmiaru 92, a 98 jest mocno na styk – wpisuję to do zakupów tutaj, bo były to zakupy dokonane przeze mnie; to bez znaczenia, że jeszcze ich nie odebrałam i że finansuje je nasz wspólny budżet)

Potrzebne czy niezbędne?

Moim założeniem było kupowanie w tym roku wyłącznie rzeczy niezbędnych. Zakres definicji tych słów jest dyskutowalny, bo czy mogłabym żyć bez kolorowanek dla dziecka albo nowych kółek do wózka? Pewnie tak. Gdybym nie kupiła wiatrówki, wzięłabym nad morze trencz – wyglądałabym w nim mniej stylowo, jednak spełniłby swoje zadanie. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem z siebie zadowolona. Po naprawdę udanych kilku miesiącach, pozwoliłam emocjom przejąć kontrolę nad portfelem.


Co się udało + plan na czerwiec

Krok po kroku oczyszczam przestrzeń wokół nas. Oddaję i sprzedaję ubranka dziecięce, zrobiłam porządek w zabawkach. W tym miesiącu zamierzam to kontynuować, szczególnie że będę mieć trochę czasu wolnego. O dziwo, mimo tylu nieplanowanych wydatków, budżet mam na plus: raz, bo sprzedałam kilka rzeczy, i dwa, dostałam niespodziewane fundusze urodzinowo-dniodzieckowe dla Ono (część odłożyłam). Jestem też bezwzględna w kwestii tego, co zapraszam do naszego domu i jeśli nowy zakup nie jest w 100% zadowalający – pokazuję mu drzwi i po kilku dniach odbieram milusi przelew zwrotny. Magia zakupów w sieci.


Możecie mnie dopingować do dalszego biegu w maratonie niekupowania, bo chyba straciłam rozpęd. Każde dobre słowo się przyda!