Włosy bez filtra. 8 rzeczy, których nauczyły mnie włosomaniaczki

Włosomaniactwo może się niektórym jawić jako nieszkodliwa odmiana manii religijnej, każąca nakładać na głowę majonez, pachnące rosołem wywary czy jakieś gluty z gotowanego lnu. To będzie wpis o czymś innym. Dzielę się w nim zupełnie prostymi rzeczami, które okazały się odkryciem, a wcale nie wymagają wiele wysiłku. Bo moje włosomaniactwo przebiega pod hasłem „łatwo, szybko, przy okazji” i w taki minimalizm wierzę.

Prosta pielęgnacja

Mając takie włosy jak moje, nie trzeba wiele robić. Są niskoporowate – czyli z natury gładkie, błyszczące i śliskie. Najlepiej czują się w zwisie swobodnym, nie dają się trwale zakręcić ani pofalować. Takie z nich prostaki. Pielęgnację też lubią prostą, bo zbyt bogata je nadmiernie obciąża i powoduje efekt przyklapu.


Tę prostą pielęgnację pokazuję od jakiegoś czasu na moim Instagramie pod hasztagiem #WlosyBezFiltra. Jednak praca dla Anwen i jej marki kosmetyków, którą mam przyjemność wykonywać od 2019, bardzo wpłynęła na moje nawyki. Trudno ciągle czytać o włosach i nie mieć ochoty wcielić tej wiedzy w życie. Problem w tym, że ja bym chciała mieć ładne włosy z efektem wow, ale jak najmniejszym wysiłkiem…


Czego nauczyły mnie włosomaniaczki?

#1 Szampon jest do głowy

Zawsze wybierałam szampon pod kątem tego, jakie mam włosy. Aż tu: rewolucja. Okazuje się, że szampon dobiera się do skóry głowy, bo to głowę myjemy, a włosy niejako przy okazji.


#2 Dwa to więcej niż raz


O ile moje włosy nie sprawiają problemów, to skóra głowy bywa trudna, szczególnie od przeprowadzki. Tu z prysznica lecą kamienie zamiast wody, co oczywiście powoduje różne atrakcje: podrażnienie, swędzenie i suchość skóry głowy, a nawet łupież. W twardej wodzie szampon też dużo gorzej się pieni. Wskutek tego, do mycia zdarzało mi się użyć sporej ilości delikatnego szamponu, a łeb dalej jak był brudny, tak brudny pozostał. Zaczęłam myć na dwa razy i voila – nie dość, że szampon zużywa się wolniej (magia!), to jeszcze taka strategia jest dużo skuteczniejsza.


#3 OMO to dobro

Raz na jakiś czas skóra głowy potrzebuje mocniejszego oczyszczenia i wtedy do akcji wkracza tzw. rypacz: szampon zawierający mocniejsze detergenty. Zmywa wszystko, świetnie radząc sobie z silikonami, resztkami suchego szamponu, lakierem i co tam jeszcze mam na głowie. Niestety, zmywa też różne „dobre” rzeczy na długości, co szkodzi najbardziej narażonym na zniszczenia końcówkom. Wtedy do akcji wkracza metoda OMO, polegająca na nałożeniu na włosy od ucha w dół czegoś odżywczego. Może to być odżywka, maska, olej – szampon zmyje tę warstwę, chroniąc samą łodygę włosa. Dzięki OMO udaje mi się zapuszczać włosy z sukcesem, unikając zniszczonych końcówek.


#4 Prowadź własne notatki

Rada usłyszana na studiach okazała się przydatna także przy pielęgnacji włosów (i skóry, ale dziś nie o tym). Na to, jak będzie na nas działać konkretny kosmetyk czy metoda, ma wpływ bardzo wiele czynników. Znaczenie ma np. pH skóry głowy, które zmienia się z wiekiem czy pod wpływem hormonów ciążowych, laktacji, różnych chorób, przyjmowanych leków. A także woda, jaką mamy w kranie. Gotowe plany pielęgnacji stanowią fajny punkt wyjścia – sama napisałam kilka z nich. Ale podstawą jest obserwacja włosów i świadomość ich potrzeb. Nie trzeba wcale poświęcać na to dużo czasu. Mnie diagnoza zajmuje jakieś 5 sekund i robię to przy porannym czesaniu. Lata wprawy, trochę jak z chodzeniem po lumpeksach, doświadczone second-handzistki na dotyk rozpoznają szlachetne materiały.


#5 Czesz i cześć

Kiedyś hitem wśród włosomaniaczek były szczotki Tangle Teezer. Miałam i ja, i byłam zadowolona. Obecnie opinie o tego typu szczotce są podzielone – jedni twierdzą, że kategorycznie nie, bo niszczy włosy, inni nadal nie wyobrażają sobie bez niej życia (to ja). Tangle Teezer nie zniszczył mi włosów. Ale bardzo źle działał na moją delikatną, wrażliwą skórę głowy, bo ma ostre, dość twarde ząbki. Jak pomyślę, że czasem używałam go do masażu skalpu… Auć. I tu widać, że od samej szczotki ważniejsza jest technika. Wszystkim można zniszczyć włosy, jeśli się czesze na siłę, szarpie.

Obecnie mam w domu pięć szczotek, których używam zamiennie.

  • Olivia Garden Finger Brush – nylonowe ząbki plus włosie dzika, do czesania na sucho, bardzo delikatna, nie szarpie, a odpowiednio pielęgnowana (regularne czyszczenie, mycie mocnym szamponem i nakładanie odżywki) zmniejsza elektryzowanie
  • ekoszczotka Anwen – zasadniczo to szczotka Ono, ukochana i nieszarpiąca, ale czasem podkradam, bo tak miło masuje skórę głowy
  • Tangle Teezer Salon Elite – trzymam pod prysznicem i rozczesuję nią mokre włosy pokryte odżywką/maską
  • Tangle Teezer wersja podróżna – przyda się, jak będę mieć potrzebę kompaktowo się spakować
  • grzebień drewniany z The Body Shop – przeczesuję nim mokre włosy po myciu

#6 Zegarek pod prysznicem

Dawniej nakładałam coś na włosy, odkładałam tubkę, odkręcałam wodę i zabierałam się na spłukiwanie. Nie ma chyba takiego Flasha w kosmetycznym świecie, który w 10 sekund zdoła wniknąć we włosy, szczególnie niskoporowate. Spektakularne efekty zaczęłam osiągać, kiedy dałam odżywkom i maskom czas na zadziałanie. Zaczęłam je też wczesywać lub wmasowywać we włosy. Czekając, aż produkt zadziała, nie stoję bezczynnie, gapiąc się w ścianę, ale ogarniam resztę zabiegów higienicznych (myję twarz, ciało, robię peeling, używam golarki, myję i nitkuję zęby itd.) i dopiero spłukuję. Albo zostawiam bez spłukiwania, bo jak się okazuje, niektóre odżywki są wręcz do tego stworzone. #włosowaniedlaleniwych


#7 Jedwabiście!

Pamiętam, jakim hitem ileś lat temu był tzw. jedwab do włosów, który z prawdziwym, naturalnym jedwabiem nie miał nic wspólnego. Za to odkryciem roku 2020 były dla moich włosów jedwabne gumki. Jako jedyne nie szarpią i nie robią odgnieceń, a jednocześnie, co zaskakujące, świetnie trzymają. Szukam teraz jedwabnej poszewki na poduszkę w odpowiednim rozmiarze, bo podobno takie coś robi też dobrze skórze.


#8 Włosopozytywność

Najważniejszą lekcję zostawiłam na koniec. Świadoma pielęgnacja jest dla mnie jednym ze sposobów troszczenia się o ciało i akceptowania go takim, jakie jest. To proste: skóra głowy będzie swędzieć i piec, jeśli nie zaspokoję jej potrzeb, a włosy zaczną wypadać. Jak przesadzę z lokówką albo będę chciała drastycznie zmienić kolor na głowie, też nie pozostanie to bez wpływu na stan włosów. Dlatego dbam o ten pojemnik, w którym żyję, bo ciało to ja i chcę, żeby było mi w nim dobrze. Uprawiam ciałopozytywność i włosopozytywność.


A po więcej fotek włosów bez filtra zapraszam do mnie na Instastory. Pokazuję good i bad hair days, normalizuję rozczochranie.

By

Posted in

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 × 1 =