O tym, jak do tego doszło, że od pół roku pracuję dla mojego wymarzonego klienta.

To już jest koniec

Decyzja zapadła. Wraz z końcem czerwca skończyła się również moja wieloletnia współpraca z 1000ideas. Kawał czasu. Zaczynałam, kiedy siedzieliśmy wszyscy w jednym pokoju, całe pięć osób. Rosłam razem z firmą. Towarzyszyłam w rozwoju kilkudziesięciu dużym i mniejszym markom. W końcu przyszedł czas na coś nowego. Lepszego!


Bo nie ma już nic

Zawsze uważałam, że praca w agencji jest fajna dzięki różnorodności i nieprzewidywalności. Codziennie robiłam coś innego, skakałam z tematu na temat. Z czasem jednak zmieniły się moje potrzeby. Już nie oczekiwałam ciągle bodźców, a stabilizacji i pewności, że wszystko robię tak jak trzeba. Za tę zmianę odpowiedzialne jest pojawienie się Ono, bo zaskoczeń, niespodzianek i krytykanctwa to ja mam od zajścia w ciążę naprawdę po dziurki w nosie. Dodatkowa dawka adrenaliny w pracy po prostu zaczęła mnie męczyć. Drugą kwestią była pewna rutyna, w którą wpadłam za sprawą niezmiennego od lat zakresu obowiązków i poniekąd także grupy klientów. Krótko mówiąc, potrzebowałam zmiany, zanim całkiem się wypalę.


Jak docent za biurkiem

Kiedy zaczęłam pracować jako copywriter, mówiłam, że to praca idealna. Zdania nie zmieniłam i zawodu też nie zamierzam. Pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Co więcej, idzie mi nieźle i od ponad 15 lat potrafię na tym zarobić. Co nie oznacza, że nie podejmowałam prób zmiany miejsca pracy. Parokrotnie wysyłałam CV, byłam na kilku rozmowach, nawet dostałam konkretne propozycje od bardzo fajnych firm. Jednak zawsze coś mnie powstrzymywało i wracałam do tego, co tak dobrze znałam. Bo bezpiecznie? Chyba tak. Nie powtarzaj mojego błędu.

Jesteśmy wolni

W końcu, po wielu wahaniach, ale też trochę z ulgą, rzuciłam się na głęboką wodę bycia tzw. wolnym strzelcem. Od lipca jestem człowiekiem-firmą i mogę przyjmować zlecenia na teksty, nazwy, hasła czy drobne korekty. Przez ostatni rok robiłam takie rzeczy dla różnych zleceniodawców.  Obecnie moim głównym i stałym klientem jest Anwen. Większość czasu poświęcam na tworzenie treści i przemyśliwanie pomysłów marketingowych dla jej marki produktów do włosów. (Których zresztą zadowoloną użytkowniczką jestem od początku istnienia firmy). Mam też czas na inne rzeczy – stałam się copywriterem od tematów kobiecych – i wkrótce na blogu znajdzie się także zakładka pracowa.


Możemy iść

Wielką zaletą oraz jednocześnie wadą tej zmiany jest to, że mogę pracować z dowolnego miejsca: łóżka, kawiarni, parku, a nawet z plaży na wakacjach. Układam w głowie zdania, kiedy odkurzam mieszkanie albo jak jestem pod prysznicem. Wpadam na fajne pomysły, kiedy Ono buja się na huśtawce. Odpisuję na komentarze, stojąc w kolejce albo mieszając makaron. Można powiedzieć, że tym sposobem zawsze jestem w pracy – ale też, że nigdy nie jestem. Taki tryb wymagał wypracowania nowego systemu organizacji i planowania, ale stopniowo zaczęłam to ogarniać. Jedyne pytanie, jakie sobie zadaję, to: dlaczego dopiero teraz zmieniłam pracę?!


Nie będę zostawiać tutaj żadnych zaczepnych pytań. Ale możesz mi pogratulować. Albo życzyć szczęścia na nowej drodze życia.

A tutaj pisałam trochę o tym, jak pracuje copywriter.