Dziś mój dzień, więc napisałam to, co chciałam. Poznajcie mnie bliżej.

Jestem takim zmarzluchem, że nawet w lecie śpię w koszulce z długim rękawem. Do tego zazwyczaj mam krótkie spodnie, bo w nogi tak nie marznę.


Najchętniej kupowałabym wszystko online. I żeby wystarczyło kliknąć, bo nie cierpię wysyłać maili z zamówieniem, negocjować itd.


A jeśli przy tym jesteśmy, to kompletnie nie potrafię się targować.


Bawią mnie dowcipy niepoprawne politycznie. Na studiach pisałam nawet pracę zaliczeniową na temat humoru religijnego. Znalazłam takie przykłady, że wykładowca nie chciał, żebym prezentowała pracę na zajęciach.


Zdarza mi się poprawiać błędy np. na ulotkach w sklepie.


Uwielbiam rozmawiać o ślubach i weselach. Moja wymarzona, wyśniona praca to coś związanego z branżą ślubną, jednak wciąż nie mam czasu, żeby zabrać się za realizację tego marzenia.


Nie pójdę spać, jeśli nie umyję zębów. Odkąd jestem mamą, zdarza mi się odpłynąć przy usypianiu, więc teraz myjemy zęby jednocześnie: ja swoje, a On dziecku.


Brzydzę się dotykać surowego mięsa. Dlatego często jemy wegetariańsko. Przy czym uwielbiam carpaccio – to jest coś, za czym tęskniłam całą ciążę!

Połączenie szpinaku i pomidorów jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe.


Uwielbiam truskawki tak bardzo, że potrafię jeść je przez cały dzień, kiedy trwa sezon. Rok temu musiałam ukrywać truskawki przed położną środowiskową.


Boję się być sama w ciemnej łazience. Jestem przekonana, że jeśli spojrzę wtedy w lustro, okaże się, że ktoś (lub COŚ) za mną stoi.


Kiedy zamykam drzwi wejściowe do mieszkania, zawsze śpiewam w myślach „Yesterday”. Jeśli tego nie zrobię, to na bank będę wracać i sprawdzać, czy zamknęłam.


Wyjadam łyżeczką piankę z latte, zanim zacznę pić kawę.


Jem składniki obiadu osobno, „najlepsze” zostawiając na koniec. Jeśli jest to np. burger, frytki i sałatka, to najpierw zjadam frytki, potem sałatkę, na końcu burgera.


Oglądam z bliska kapelusze grzybów. Fascynują mnie te blaszki.


W sklepie muszę wszystkiego dotknąć, pomacać. Zdarza mi się kupić coś tylko dlatego, że było przyjemne w dotyku (np. kubek z kamionki czy narzutkę ze sztucznego zamszu, którą mam na sobie na zdjęciu po prawej).

Wieszaki w szafie mam wszystkie takie same i zwrócone w jedną stronę. Dla mnie to doskonale logiczne, przecież one mają przód i tył. Nie rozumiem, jak można tak NIE robić.


Nie jestem w stanie nauczyć się ustawiania aparatu fotograficznego. Próbowałam mnóstwo razy. Zazwyczaj robię zdjęcia na czuja albo proszę, żeby On mi poustawiał.


Układam na poczekaniu piosenki do znanych melodii i śpiewam je w ciągu dnia. Na przykład:

Pieluchami rodzicielstwo się zaczyna:
smrodlawe, woniejące i niemiłe.
To ty, to ty jesteś
ta dziecina,
która właśnie w tę pieluchę narobiła.


Nie przepadam za lodami, bo są zimne. Chociaż ostatnio odkryłam, że czekoladowe po 10 sekundach w mikrofalówce to świetny lunch. Smakują jak mus!


Bez kolczyków czuję się nieubrana.

Nie zjem z przyjemnością sałatki lub eintopfu, którego sama nie zrobiłam. Jestem przekonana, że znajdę tam produkty, których nie jadam, a które autor dania próbował „przemycić”.


Co jest o tyle zabawne, że lista tych produktów nie jest taka znów długa: surowa cebula, „włosy” z porów, tłuste mięso, podroby (poza wątróbką).


Najgorsze zapachy, jakie znam: mokre Planty po deszczu, pelargonie, melony.


Zazwyczaj dobrze pamiętam, kiedy moi znajomi mają urodziny. Dat historycznych nie zapamiętuję.


Strasznie mnie krępuje, kiedy ktoś mi usługuje. Nawet pójście na pedicure, kiedy przez godzinę ktoś klęczy u moich stóp, jest dla mnie wyjściem ze strefy komfortu.


Liczę zawsze najpierw do 8, a potem do 2, ćwiczę w 4 seriach po 7. Ogólnie jak tylko mogę, to wszystko robię do 28.


Jestem koszmarną łamagą. Potykam się na równym, obijam o meble, spadam ze schodów. Mam ciągle posiniaczone nogi.


Uwielbiam wszelkie metamorfozy „przed i po”, czy to w telewizji, czy na zdjęciach, czy wreszcie w mieszkaniu. Kiedy oglądam jakieś programy o zmianach stylu czy rewolucjach mieszkaniowo-restauracyjnych, zawsze czekam na ten kadr z metamorfozą.


Mój świr na punkcie imiennictwa sprawia, że zazwyczaj pamiętam, jak nazywają się ludzie, którzy mi się przedstawiają. Wyjątkiem są trzy męskie imiona, które notorycznie mi się mylą: Marek, Maciek i Marcin.

Lista moich ulubionych imion się zmienia, ale nigdy nie trafia na nią żadne imię z głoską Y w środku. Y na końcu jest okej.


Mam swoją ustaloną kolejność kładzenia składników na kanapce i kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy potrafią położyć sałatę albo szynkę NA serze.


Nie cierpię dzwonić na infolinie, do konsultantów itd. 2 lata temu zablokowałam sobie dostęp do naszego wspólnego konta bankowego. Czy muszę mówić, że nadal nie zadzwoniłam, żeby je odblokować?


Mój poprzedni wpis urodzinowy znajdziesz tutaj.

A jeśli masz tak samo jak ja, daj znać w komentarzu! Fajni czytelnicy to najlepszy prezent, jaki może dostać bloger 🙂