1000 dni po ślubie. O marzeniach i wpadkach

W prawie 1000 słowach o tym, jak wyobrażałam sobie nasz ślub i co z tego wynikło.

Parę dni temu minęło 1000 dni od naszego ślubu. Przeglądając dziś rano zdjęcia z tego dnia, widziałam parę bardzo szczęśliwych ludzi, którzy po kilkunastu latach związku NARESZCIE zdecydowali się na formalne założenie rodziny. Ale ze ślubem jest też trochę jak ze smażeniem naleśników: trudno jest za pierwszym razem zrobić to idealnie. Nawet jeśli doskonale dobierzesz kluczowe składniki.


Wymarzony ślub

Namiot na łące albo słonecznej leśnej polanie. Na miejsce docieramy tramwajem. Ja w długiej, koronkowej sukni w stylu boho, w płaskich złotych sandałkach, z kwiatami we włosach. On w dżinsach i lnianej koszuli. Po przysiędze goście (grono najbliższej rodziny i przyjaciół) obsypują nas kolorowym confetti. Zamiast wesela mamy nieformalną kolację nieopodal, z niedużym parkietem zbitym z desek, na którym bujamy się do dźwięków piosenek Beatlesów. Późno w nocy ulatniamy się, żeby następnego dnia wylecieć w podróż poślubną na jakąś romantyczną wyspę. Zabieram ze sobą moją boho sukienkę i statyw, po czym robimy sobie zachwycające fotki na tle skalistych wybrzeży i tropikalnych plaż.


Sztuka kompromisu

Jesteście pierwszymi osobami, z którymi dzielę się moją wizją idealnego ślubu i wesela. Nie zrealizowałam jej – w głównej mierze dlatego, że kompletnie nie pasowała do tego, jak On wyobrażał sobie ten dzień. Każdy punkt naszego „minimalistycznego ślubu” (przez minimalistyczny rozumiem nie oszczędny czy tani, tylko pozbawiony elementów w naszym odczuciu zbędnych i niepotrzebnych) omawialiśmy we dwoje, rozważaliśmy za i przeciw. Tak, nawet wybór mojej sukienki.


Co zamiast wesela?

Od początku wiedzieliśmy, że typowe wesele odpada w naszym przypadku. Jesteśmy nietańczący, nasi rodzice także. Balety do rana to zdecydowanie nie nasz styl świętowania, więc szukaliśmy alternatyw. Zamiast plenerowej imprezy w namiotach, którą mógł doszczętnie zepsuć deszcz (całkiem prawdopodobny w drugiej połowie września) czy Jego alergia (katar zajmuje jedną z wyższych pozycji w rankingu dolegliwości z najgorszym stosunkiem powagi do uciążliwości), zorganizowaliśmy dla najbliższej rodziny kameralny obiad we włoskiej trattorii, skąd zmyliśmy się koło 20, żeby świętować w gronie znajomych w jednym z krakowskich multitapów (ukłon w stronę Jego piwomaniactwa).


Wizja po poprawkach

Sukienka nie była długa ani boho, we włosach nie miałam kwiatów, a na nogach sandałów (ale moje szpilki były złote!). Brałam ślub w prostej „małej białej” z koronkowymi rękawami, którą kupiłam w Promodzie. Zapewne zmiana kilku szczegółów wyszłaby mojemu wizerunkowi na dobre, ale kiedy patrzę na zdjęcia, widzę po prostu szczęśliwą kobietę – nie skupiam się na drobiazgach takich jak brak paska czy niekoniecznie idealna biżuteria. Jedyna rzecz, której trochę żałuję, to decyzja o braku welonu: dałam się przekonać, że nie pasuje, a dopiero później trafiłam na zdjęcia bardzo podobnych sukienek, z którymi welon grał idealnie.


Pierwsze cięcia

W naszym przypadku pewne rzeczy wyleciały z listy już na etapie określania budżetu i ogólnej wizji, bo śluby w krakowskiej Willi Decjusza są obwarowane pewnymi zasadami. Nie można na przykład dekorować sali ani wybierać muzyki, jest zakaz obsypywania czymkolwiek nowożeńców. Nici też z tramwaju, bo akurat nie ma w pobliżu żadnych torów. Z konieczności musieliśmy również trzymać się dość okrojonej listy gości, bo sala ślubów jest tam nieduża (zdaje się, że na 50 miejsc siedzących).


W naszym stylu

Zrezygnowaliśmy z błogosławieństwa rodziców, kamerzysty, wódki. On nie chciał mieć butonierki, a świadkowe (tak, mieliśmy dwie kobiety!) bukietów. Zaproszenia rozesłaliśmy pocztą, zamiast limuzyny zamówiliśmy taksówkę, a Jego koszula była śnieżnobiała, przez co – hurr durr! – moja ecru sukienka powinna była wyglądać na zżółkłą ze starości. (Nie wyglądała).


Ślubno-weselne wpadki

Nic poważnego się właściwie nie stało, a nasz ślubny „naleśnik” okazał się całkiem jadalny, choć nieidealny. Na pewno kiepskim posunięciem było wiązanie Jego muchy po raz drugi w życiu w dniu ślubu – drżały mi ręce i to było widać na kiepskim, zbyt luźnym węźle. Do końca też miałam nadzieję, że w „naszą” sobotę będzie ciepło i słonecznie (cały tydzień taki był), więc nie przygotowałam sobie ani żadnego okrycia – skończyło się na jagodowym płaszczu, który szczęśliwie pasował do paznokci. Aha, robienie sobie manicure samodzielnie dzień przed ślubem to też zły pomysł, chyba że jesteście w tym mistrzyniami. Ja niestety nie jestem, a fotograf ślubny często robi zbliżenia na ręce. Niektórzy goście olali mój starannie utworzony plan stołu i usiedli tam, gdzie uznali za stosowne, a dwa samochody – w tym ten, który wiózł moich rodziców, brata oraz wujostwo – zdecydowały się nawalić akurat tego dnia.


To, co najważniejsze

Ale my tu gadu-gadu o paznokciach i planach stołu, a przecież nie to jest najbardziej istotne w dniu ślubu.  Większość panien młodych jest totalnie zdygana z powodu różnych „a co, jeśli..?” i zamiast cieszyć się tym dniem, spędza go na zupełnie niepotrzebnej spinie. Mnie niemal ominął stres przedślubny i mam swoje przypuszczenia, dlaczego tak się stało. Po prostu powtarzałam sobie, że nawet jeśli spełnią się najczarniejsze scenariusze (np. będzie burza, poplamię sukienkę, fotograf nie dojedzie, restauracja przypali zupę, a świadkowa zapomni dowodu osobistego), to i tak zrealizujemy główny punkt programu: zostaniemy mężem i żoną.


Cofnąć czas

Gdybym mogła wrócić do tego, co było 1000 dni temu, pewnie zorganizowałabym pewne rzeczy inaczej. Podjęłabym inne decyzje, a całość byłaby może bardziej dopracowana i z pewnością bardziej fotogeniczna. Tylko że… w dniu ślubu nie chodzi wcale o ślub, o wyglądanie jak księżniczka, o opad szczęki gości ani o wymianę obrączek. To banalna prawda, którą mało kto werbalizuje: ślub to bramka wjazdowa na autostradzie wspólnego, małżeńskiego życia. Wcale nie musi – a nawet nie powinna – być piękniejsza niż widoki, które zobaczycie po jej przejechaniu.


1000 dni po ślubie mogę Wam powiedzieć,  że mój mąż to najbardziej udany naleśnik, jakiego kiedykolwiek usmażyłam.

By

Posted in

29 odpowiedzi

  1. Awatar MarzenQ
    MarzenQ

    Pięknie napisałaś o tym, że na wspólnej drodze nie sam ślub jest najważniejszy, ale to, co później. Niestety wiele par o tym zapomina ładując całą energię i pieniądze w ten jeden dzień, często nie zastanawiając się nad tym czym faktycznie jest małżeństwo. Chcemy pięknej sukni, wyjątkowego wesela i życia jak w bajce, a okazuje się, że o te bajkę trzeba czasami ostro walczyć 😉 Ja gdy myślę o swoim weselu to zmieniłabym chyba tylko to, by więcej spraw do pilnowania i ogarniania podczas wesela delegować innym. Sama za bardzo się tym stresowałam 🙂

    1. Dziękuję 🙂 Tak, delegowanie zadań jest ważne. Pozwala się skupić na tym, czego nikt inny za nas nie zrobi 😉

  2. Nam dzisiaj mija 1051 dni od ślubu 😁 nie żebym tak odliczała – sprawdziłam po przeczytaniu Twojego tekstu 😅
    Patrząc dzisiaj na zdjęcia i wspominając ślub i wesele (klasyczne na sali, bo mam imprezowo- taneczną rodzinę 😉) nie zmieniłabym wiele. Może drobne szczegóły, ale poza tym było naprawdę dobrze.
    A dwie kobiety na świadków mnie nie dziwią – mieliśmy dwóch mężczyzn 😉

    1. Mam taką aplikację w telefonie, która mi pokazuje, ile dni zostało do różnych wydarzeń. A jak wydarzenie już nastąpi, to liczy dni, które minęły 😉

      Nikt Wam nie mówił, że dwaj świadkowie przynoszą pecha? 😀 Bo ja się trochę naczytałam 😉

      1. Oo… podrzuć nazwę aplikacji 😀

        O tym pechu pierwszy raz słyszę. Ale to, że nowożeńcy będą mieli pecha? Czy świadkowie? Czy wszyscy na weselu? Bo jeśli nowożeńcy, to póki co się nie sprawdza – u nas wszystko ok 😉

        1. A bo ja wiem 😀 Przesądy ślubne to jest w ogóle jakiś kosmos 😀
          A appka to Days Left 🙂

  3. Co za wspaniały wpis, bardzo przyjemnie się czytało. Jak wspomniałam na instagramie temat u mnie bardzo na czasie.

    Twoja sukienka jest cudowna, szkoda, że nie miałaś welonu, ale to nieistotne. Pamiętam też Twoje obrączki z grawerem 'nareszcie!’, strasznie mi się pomysł podobał. Może my też wygrawerujemy sobie coś nietypowego? Poszukam inspiracji na ślub bez bez:)

    1. A gdzie zamówiliście albumy? Mamy podobne, ale kupione na ebayu w UK.

      1. Dziękuję 🙂 Albumy są z Allegro, trochę się ich naszukałam, bo nic mi się nie podobało 😉

  4. Fajny tekst. Nietypowy. Brakuje mi tylko konkretnych rad np. co byś opuściła a co było fajne w formie listy. Kurczę i żadnego zdjęcia ślubnego 😯 wrzuć jakieś ☺ Najważniejsze że po swojemu. To był wasz ślub a nie cioci, babci itp. 😁

    1. Dziękuję 🙂 Jest przecież ślubne zdjęcie w nagłówku 😉 Niemal wszystkie mam z Nim, więc nie mogę ich wrzucać.

      Myślałam o liście, jednak zrezygnowałam z tego. Dlaczego? Bo to, że ja coś uznaję za kompletnie zbędny element całej imprezy (jak błogosławieństwo, pierwszy taniec czy kamerzysta) nie oznacza, że dla kogoś innego to nie jest priorytet. Poza tym minęły ponad 2 lata i mój główny wniosek na temat tego, jak powinien wyglądać ślub, podsumowałam w ostatnim akapicie 😉 To tylko ślub 🙂

      1. To prawda ale zawsze można się czegoś nauczyć i przemyśleć na nowo. ☺

        1. Awatar Babcia Stefa
          Babcia Stefa

          Moim zdaniem najważniejsze jest miejsce, w którym odbywa się impreza (wesele, obiad poślubny, jak zwał, tak zwał) i związane z nim aspekty – czyli jedzenie, jakość obsługi i ogólny klimat i estetyka miejsca. W tym jednym aspekcie warto dopilnować, żeby rzeczywiście mieć tak, jak chcemy i lubimy. Cała reszta jest generalnie piątorzędna, za miesiąc nikt nie będzie pamiętał.

          1. Dziękuję. Rady zawsze mile widziane.

          2. Ja bym do tego dodała stroje młodych. Powinny pasować do nich, bo jak się ktoś źle czuje, to widać 😉 Nie mówię, żeby iść w dżinsach i tshircie albo w dresie, ale żeby się nie wciskać w gorset czy we frak, jeśli się tego nie czuje 🙂

        2. Proszę bardzo 🙂

          Do odpuszczenia:
          – własnoręcznie robione wizytówki na stoły (piekłam ciasteczka z imionami gości, żeby im nie zostały śmieci po imprezie, ale nikt nie chciał ich zjeść „bo takie ładne” – ogólnie narobiliśmy się, a i tak nikt tego nie docenił, równie dobrze mogliśmy kupić coś gotowego albo nic nie dawać)
          – prezenty dla gości – jak wyżej, robiliśmy czekoladę, pakowaliśmy w małe woreczki, roboty od groma, szkoda czasu
          – wielka torba „przydasiów” dla świadkowej – nie miałam kiedy poprawić makijażu czy kontrolować oczek w rajstopach 😛 więc mi się nie przydała
          – brak sesji zdjęciowej po ślubie – nie chcieliśmy, bo nie lubimy pozować, ale jednak żałuję trochę, że się nie przekonaliśmy do dłuższego spaceru z fotografem; braku pleneru nie żałuję 😉

          Co było dobrą decyzją?
          – taksówka zamiast wynajętego samochodu – przy czym warto sprawdzić wcześniej, czy sukienka się w takiej sytuacji nie pogniecie (gdybyśmy jechali tramwajem, to problem by nie istniał :P)
          – rezygnacja z kamerzysty – fotograf był jeden i dyskretny, nie cierpię tej ekipy paparazzich wokół młodych na większości ślubów
          – ribbon wands 🙂 goście byli zachwyceni, no i nikt nie musiał nic zamiatać 😉
          – minimal w kwestii dekoracji, papeterii i wszystkich tych rzeczy, które tak ładnie wyglądają na fotkach na Pintereście czy w programie Janachowskiej, a które potem lądują w śmietniku 😉

          No i zgadzam się z komentatorką niżej, że jedzenie ma znaczenie. Jeśli gościom nie będzie smakować, porcje będą za małe, obsługa da ciała albo, nie daj borze, ktoś się struje, to porażka. A jeśli robisz wesele z tańcami, to muzyka ma znaczenie.

          No i na koniec: deleguj zadania i rezygnuj z tego, co Cię stresuje. Najgorszą rzeczą na ślubie jest spięta para młoda, próbująca ogarnąć wszystko i denerwująca się, że cośtam może nie wyjść. Jeśli ktoś ma np. tańczyć pierwszy taniec z miną „miejmy to za sobą”, to lepiej w ogóle olać ten punkt programu, świat się nie skończy.

          1. Awatar Babcia Stefa
            Babcia Stefa

            Ribbon wands zerżnęliśmy bezczelnie od Was i to był świetny pomysł. Strasznie się spodobały (goście z zapałem nimi machali) i niektórzy goście zostawili je sobie na pamiątkę i trzymają je do dziś.

          2. Thank you 😘

          3. Dziękuję

          4. Babcia Stefa: cieszę się! 🙂
            Aleksandra: proszę 🙂

  5. Ale miło się czytało Twoje wspomnienia…Często jest tak, że coś sobie wyobrażamy, a później życie zmienia nasze wizje. Najważniejsze, że znaleźliście kompromis…Ja się zastanawiam ile dni jest po naszym ślubie 😉 Oj chyba się nie doliczę 😉

    1. Dziękuję 🙂 U mnie liczy to aplikacja w telefonie, są też online takie liczniki, wystarczy wygooglać frazę „licznik dni” 🙂

  6. O, to, to. Na ślubie się zaczyna, nie kończy 🙂

  7. U mnie to Diabeł chce, żeby nasz ślub był jak z bajki. Dla mnie to nie ma większego znaczenia. Ja chcę po prostu zostać jego żoną. Owszem, piękna uroczystość, suknia i wszystko będzie fajne… Ale (tu włącza się mój wewnętrzny Skąpiec) jak na jeden dzień to strasznie dużo zachodu i kasy. W dodatku przez lata mocno zmniejszyła się nam ilość znajomych, których chciałabym zaprosić, więc to kolejny powód, dla którego mała kameralna impreza byłaby lepsza. Nie mam jednak pojęcia, na czym w końcu stanie, bo nie spieszymy się jakoś bardzo z planami i ich realizacją 🤣

    1. To piękne, jak mężczyzna ma wizję tego dnia! Zawsze mi się przykro patrzy na te bridezille, które ustawiają tego przyszłego męża jak manekina: wybiorą mu garnitur wg tego, co wyczytały w sieci, zamówią butonierkę, zawiążą krawat w kolorze przewodnim i czasem łaskawie zostawią mu decyzję w sprawie wyboru samochodu. Albo pół decyzji 😉 Chłop z inicjatywą to skarb!

      1. W ogóle fajnie, bo wizję mamy taką samą 🙂 Także nawet nie musiałoby być kompromisów, gdybym nie była takim skąpcem, który uważa, że to bez sensu 😉

        1. Da się połączyć skąpca i wizję ślubu jak z bajki 😉 Agata z bloga Gruba i szczęśliwa miała bardzo fajny, kameralny, a przy tym bajkowy ślub 🙂

  8. I to jest dobre podejście, trzeba robić tak, jak się lubi 🙂 Dwaj świadkowie mogą być problematyczni, jeśli macie tradycję zabaw z ich udziałem czy organizowania wieczoru panieńskiego przez świadkową 😉 Chociaż to też zawsze można obejść 🙂

  9. Miałam plan, żeby iść w kowbojkach na obcasie, ale mi to wszyscy odradzali. Więc kupiłam śliczne złote czółenka. Które po obiedzie, a przed wyjściem do pubu zmieniłam na te kowbojki, bo tak mnie stopy strasznie bolały, że nie mogłam wytrzymać 😛 Więc każdemu będę radzić, żeby wybrał komfort i wielorazowość, a nie wygląd i jednorazowość 😉

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

15 + 1 =