1/12 roku low-buy. Styczeń i moc ciasteczek

Krótka opowieść o silnej woli w starciu z marketingiem internetowym.

W nowy rok weszłam zgodnie z moją prywatną tradycją, to znaczy: przeziębiona. Ponad tydzień spędziłam w łóżku, zbyt osłabiona, żeby robić coś poza leżeniem. Normalnie to byłaby wymarzona okazja do oddania się zakupowemu szaleństwu z poziomu telefonu, ale na to też nie miałam siły. Dodatkowo leżałam w sypialni, mając doskonały widok na moją niedoskonałą szafę. Wyglądała tak przytłaczająco i chaotycznie, że nie kusiły mnie wyprzedaże – kiełkował we mnie plan na wielką czystkę i porządki.

Styczniowa czystka ubraniowa

Jeszcze w grudniu zamówiłam sobie trochę ubrań na barkę/po domu, korzystając z noworocznej wyprzedaży w sklepie Regatta. Paczka przyszła już w styczniu i oddałam 4 rzeczy z 7, ale liczę to jeszcze jako zeszłoroczne zakupy. Zamówiłam też torebkę, na którą polowałam od czerwca zeszłego roku. A później już tylko sprzedawałam i pozbywałam się. Po ostrej selekcji (którą robiłam najpierw sama, a później z pomocą koleżanki) postanowiłam rozstać się z nietrafionym płaszczem i 6 nienoszonymi sukienkami. Trochę ubrań wyniosłam też do sklepu charytatywnego. Na koniec z funduszy zebranych na Vinted zamówiłam jeszcze ciepłe buty na barkę.

Rotacja w dziecięcej szafie

Porządki ubraniowe objęły też szafę Ono, które najwyraźniej ma w sobie bambusowe geny. Żywi się wodą i światłem słonecznym, a przy tym rośnie metr w dobę. A ja nie nadążam. Jak tylko ogarnę palącą kwestię za krótkich spodni, to kurtki mają nagle rękawy 7/8. Kupię nowe kurtki i pozbędę się starych – to nagle w koszulkach widać brzuch. Dokonałam więc w styczniu koniecznych przetasowań: kupić-sprzedać-oddać. Oprócz tego zamówiłam też elementy kostiumu Izadory Moon (pół-wróżki, pół-wampirzycy) na World Book Day, który w Wielkiej Brytanii wypada na początku marca. W tym roku postanowiliśmy się do niego przygotować z wyprzedzeniem. Wszystkie zakupy dla Ono były z drugiej ręki.

Zawartość toaletki: do dna!

Zawartość mojej toaletki czy łazienkowej półki mam w miarę pod kontrolą. Staram się trzymać rękę na pulsie i nie dopuszczać do powstania zapasów, których nie dam rady wykorzystać. (Chociaż i tak pod prysznicem 80% produktów jest moja, ale to już uroki pracy dla marki włosowej i służbowego mycia głowy). Pielęgnacyjnie i makijażowo nie szaleję i wykorzystuję wszystko do dna, i to dosłownie, przecinając opakowania lub metodą grawitacyjną opróżniając buteleczki. W styczniu nie byłam w Polsce, więc ominęła mnie wewnętrzna presja zrobienia zapasów ulubionych produktów.

Chwila słabości

Momenty, kiedy już-już prawie coś kupiłam, były dwa. Raz wyskoczyła mi reklama absolutnie przepięknych, szarych spodni typu palazzo. Modelka miała cudowną fryzurę, świetny top… no i te spodnie! Bliższa inspekcja wykazała jednak, że po pierwsze, spodnie są z wiskozy, co drastycznie zmniejsza szanse, ze będę je nosiła, bo nie cierpię prasować. Po drugie, na innych zdjęciach (nie w ruchu) nie wyglądają już wcale tak ładnie, a bardziej smętnie zwisają. Po krótkim zastanowieniu przyznałam sama przed sobą, że to nie ciuch mi się podoba, a fotografia. Dodałam ją więc do tablicy na moim Pintereście, ale nie do tej, na której zbieram pomysły na gotowe stroje, a do tej z inspiracjami typu „a to fajny vibe”. Niestety, skoro kliknęłam, to mój telefon uznał, że jestem zainteresowana tematem – i mam reklamy spodni palazzo wszędzie, gdzie się obejrzę… Mam nauczkę, żeby nie klikać!

…i jeszcze jedna

Drugi moment, w jakim poważnie namyślałam się nad zakupem, trafił się w trakcie rozmów z moimi przyjaciółkami, kiedy umawiałyśmy się na coroczne spotkanie. Od kilku lat przy tej okazji robimy sobie sesję zdjęciową. O ile zeszłoroczny motyw przewodni, czyli „odcienie niebieskiego”, nie sprawił mi najmniejszego problemu (chyba że z nadmiarem możliwości…), to teraz zapragnęłam białej spódnicy. Poświęciłam jakieś 20 minut na przeglądanie Vinted, dodałam serduszka pod kilkoma kieckami, ale na tym się skończyło. Uznałam, że kupowanie czegoś na spotkanie za parę miesięcy nie ma większego sensu i że na pewno zdążę albo zmienić koncepcję, albo pożyczyć od kogoś coś odpowiedniego. Od tego momentu rzeczywiście wpadły mi do głowy pomysły na 3 inne zestawy, więc czuję, że to była dobra decyzja.

Mimo wszystko nie jestem w pełni usatysfakcjonowana styczniem. Chociaż trzymałam się planu i oparłam pokusom, oraz pozbyłam się dwóch worków ubrań, to czynności towarzyszące, takie jak porządki i selekcja oraz pozbywanie się, zajęły mi zdecydowanie więcej czasu, niż bym sobie życzyła. Mam nadzieję, że w lutym będzie mi z tym łatwiej!

By

Posted in

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

17 − 5 =