Wrześniowe zakupy mogę podzielić na PRZED WYJAZDEM i PO WYJEŹDZIE. Choć każdy rozważam długo, to trudno obejść się bez pewnych podstawowych sprzętów.

Na zdrowie

Miałam ostatnio (nie)przyjemność odbyć serię wizyt u dentysty, gdzie dowiedziałam się, że źle myję zęby. Po jakże cudownym zabiegu piaskowania i skalingu wysłuchałam pogadanki wraz z demonstracją, zalecono mi także zakup szczoteczki elektrycznej (ale nie sonicznej). No to kupiłam.


Dla ciała

Co prawda będąc w Londynie, mam dostęp m.in. do Lusha, ale za to do Pigmentu nie. Więc zrobiłam nam zapas różnych dobroci do twarzy i włosów, słusznie przewidując, że zmiana wody i tak zrobi im kuku, nie trzeba do tego dodawać zmian w kosmetykach. Kupiłam także sukienkę z długim rękawem na miejsce kilku, które wyrzuciłam/oddałam. Zakup trafiony, bo chodzę w niej ciągle.


Dla domu

Część tych zakupów zrobił On, ale konsultując się telefonicznie ze mną, dlatego wpisuję je tutaj. Wzbogaciliśmy się o czajnik elektryczny, żelazko, deskę do prasowania oraz suszarkę na pranie. Wszystkie te rzeczy już mieliśmy i zostawiliśmy w Krakowie. (Czego trochę żałuję, bo jak się okazało, deskę i suszarkę mieliśmy naprawdę porządne i przede wszystkim sensownych rozmiarów, a nie dla krasnoludków). Oprócz tego wpadło kilka rzeczy z IKEA (poduszka ergonomiczna, akcesoria kuchenne i łazienkowe, klamerki do bielizny).


Dla dziecka

Ono dostało kilka książeczek z naklejkami oraz książkę o przeprowadzce. (MOJĄ książkę. O czym niedługo.) Zamówiliśmy też dziecku poduszkę oraz podkładkę na sedes.


Do jedzenia

Oprócz tego od przyjazdu robię wyłącznie zakupy spożywcze, starając się w miarę możliwości wybierać opakowania zero waste. Ułatwia mi to fakt, że tu na wszystkim jest symbol ze strzałką i informacją, czy dane opakowanie nadaje się do recyklingu. A z butelek po mleku zrobiłam ogródek ziołowy. Wiszący, bo nie mam parapetu.


Planowanie i spadanie

Dzięki nowemu trybowi życia, o którym pisałam tutaj, udaje mi się całkiem sprawnie planować posiłki na tydzień do przodu. Zakupów na tydzień niestety nie zrobię, bo dysponuję niezbyt dużą kuchnią (część rzeczy wciąż leży w kartonie w dużym pokoju, bo zwyczajnie NIE MAM gdzie ich dać). Ale plan jest i trzymam się go. Za miesiąc właśnie o tym zamierzam napisać. Jedyne, co mi nie wyszło póki co, to własne pieczywo. Najpierw całe wieki próbowałam zlokalizować drożdże, a jak już to zrobiłam, to okazało się, że nasz dwuczęściowy piekarnik działa tylko połowicznie. W górnej części za to udaje mi się piec gniotki, czyli brownie i blondies, które kroję na mniejsze kawałki i są w sam raz na spacer. Planuję ogarniać też sałatki i kanapki, bo Ono kiepsko znosi napady głodu, a gotowców staram się nie kupować, bo są w folii.


Plany na październik

  • ogarnąć dolny piekarnik i upiec bułki
  • kupić Ono trochę ciuchów jesiennych (znowu wyrosło!)
  • zorganizować wnętrze szafy
  • oswoić mieszkanie za pomocą DIY