Skupienie na zabawie. Kreatywność. Porządek. Oszczędność. Zdrowe podejście do kupowania. To główne korzyści, jakich się spodziewałam, kiedy 3 miesiące temu ograniczyłam liczbę zabawek Ono.

Do 15 sztuk.

Zabawkowe tsunami

Nasze dzieci posiadają zbyt wiele. Wiele z nich jeszcze przed narodzinami obdarowywane jest całym mnóstwem rzeczy. Takich ślicznych… i takich zbędnych. Wtedy też zaczyna się zabawkowe tsunami: grzechotki, gryzaki, karuzelki, przytulanki i pozytywki płyną nieprzerwaną falą. Mały człowiek uczy się, że życie polega na nieustannej stymulacji i poszukiwaniu nowych bodźców; że radość płynie z posiadania; że prezenty to codzienność. Co tu dużo mówić, skoro my sami, choć dorośli, rzadko mamy zdrowy stosunek do konsumpcji. I zarażamy tym kolejne pokolenia. Niestety.


Mniej naprawdę znaczy więcej

Na temat nadmiaru zabawek eksperci wypowiadali się już wielokrotnie i zawsze krytycznie. Stwierdzono, że mając zbyt wiele zabawek (przeciętne brytyjskie dziecko posiada ich ponad 200!), maluchy:

  • bywają nadpobudliwe,
  • stają się przebodźcowane, drażliwe, marudne,
  • nie potrafią skupić się na dłużej,
  • oraz mogą mieć problemy ze snem.

Z kolei według teorii Marii Montessori (stworzonych jakieś 100 lat temu, a więc w epoce przed masową produkcją dziecioakcesoriów i agresywnym marketingiem), niewielka liczba zabawek uczy dzieci sztuki negocjowania i pozwala sprawniej współpracować. W Niemczech testy na dzieciach w wieku przedszkolnym potwierdziły, że zabranie zabawek wzmaga kreatywność i skutkuje poszukiwaniem nietypowych rozwiązań w zakresie wykorzystania dostępnych przedmiotów (firanek, poduszek, mebli).


Dziecko w przestrzeni wspólnej

Tak się złożyło, że do tematu wyprawki musieliśmy podejść nieco inaczej niż większość rodziców: zaczęliśmy od wykreślania tego, czego mieć nie zamierzamy. Na pierwszym miejscu znalazł się pokoik. Tak, od ponad 2 lat funkcjonujemy bez pokoju dziecięcego. Wynika to po prostu z naszych możliwości lokalowych. Jak każde, to rozwiązanie ma swoje zalety i wady, jednak jedną z jego konsekwencji jest wręcz konieczność minimalizowania ilości i rozmiarów dzieciorzeczy. Nie mamy basenu z kulkami, namiociku, warsztatu do majsterkowania czy nawet stoliczka z krzesełkami. Nie dla nas też modne łóżeczko-domek i inne pinterestowe rozwiązania. Zabawki Ono stacjonują na kilku półkach regału w dużym pokoju. Porządek to pierwszy powód, dla którego postanowiłam przeprowadzić zabawkowy detoks – czyli wielkie sprzątanie zabawek. 


Uwaga na uwagę

Drugim poważnym powodem była obserwacja mojego dziecka. Ono nigdy nie skupiało się długo na jednej rzeczy – co jest raczej typowe dla tego wieku (ma obecnie 2,5 roku). Jednak te chwile, kiedy rzeczywiście i z dużym zaangażowaniem się czymś bawiło, zdarzały się jedynie w dwóch sytuacjach: albo wtedy, kiedy na horyzoncie pojawiało się coś nowego (wtedy inne zabawki mogły nie istnieć), albo świeżo po porządkach (kiedy jednym spojrzeniem ogarniało swoje półeczki i od razu widziało, co gdzie leży, a żadna zabawka nie zasłaniała innych). Widomym znakiem tego, że dla tego małego człowieczka konieczność wyboru spośród zbyt wielu opcji jest przytłaczająca, było nadejście tzw. tajfunu Ono. Wszystkie rzeczy po kolei lądowały na podłodze, stając się jednym wielkim kłębowiskiem. Moje dziecko brodziło w nim po kolana, bucząc żałośnie: „mamo, nudzę”.


Zabawkowy detoks

Inspiracją do wielkich porządków stał się dla mnie wpis na blogu Matka Skaut, która podeszła do sprawy metodycznie i pod hasłem “mniej zabawek – więcej zabawy” urządziła córkom bardzo mocną redukcję stanu posiadania. Wiedziałam, że na pewno będę robić to po swojemu, bo też nasza sytuacja była nieco inna. Wiedziałam też, że ostateczny wynik, tak jak przy słynnych listach 100 przedmiotów dla minimalisty, zależy od przyjętego sposobu liczenia. Moim celem było zmniejszenie liczby zabawek mojego dziecka do 15 sztuk. U Magdy taka liczba przeznaczona była dla dwojga dzieci i obejmowała także książki (zaczęły korzystać z lokalnej biblioteki). 

Redukcja zabawek

MOJA METODA Krok po kroku

1. Robię kupę!

Zaczęłam od zgromadzenia wszystkich zabawek w jednym miejscu. Zdjęłam książki z półek, otworzyłam pudełka i wysypałam ich zawartość, przyniosłam z łazienki zabawki do kąpieli, a z przedpokoju zabawki do piasku. Wszystko leżało na kupie w dużym pokoju. I wyglądało nieco przerażająco, szczególnie kiedy wrzuciłam fotkę na mój Instagram i dostałam kilka wiadomości w stylu „ojejku, jak strasznie dużo zabawek macie!” (a sądziłam, że na tle rówieśników Ono ta kolekcja wypada raczej blado).


2. Diagnozuję

Nadmiar zabawek może wynikać z różnych czynników. Zazwyczaj jest to nieumiarkowanie w kupowaniu. Wychodzę z (może błędnego) założenia, że książki to coś, czego nigdy nie ma się za dużo. I choć staram się nie przepuszczać całej wypłaty na słowo drukowane i te wszystkie piękne książki dla dzieci, to jednak to był główny problem. Druga kwestia to spora liczba zabawek niedostosowanych do wieku. Krótko mówiąc, to te, z których dziecko wyrosło lub do których jeszcze nie dorosło. Niewielka część rzeczy to przypadkowe prezenty, które dostaliśmy i które Ono totalnie olewa (głównie pluszaki). Zniszczonych zabawek pozbywam się na bieżąco. Zazwyczaj chodzi o zużyte zeszyty z naklejkami i zadaniami.


3. Segreguję

W pierwszej kolejności podzieliłam zabawki na trzy grupy:

  1. te, którymi Ono obecnie się bawi;
  2. te, z których ewidentnie wyrosło;
  3. te, do których ma szansę dorosnąć.

Podobny system zastosowałam wobec książeczek. Zabawki i książki z drugiej grupy trafiły do torby, którą zamierzałam podarować siostrzeńcowi. Tych będących w użyciu było ok. 20 – w sam raz do moich celów.


Co zostało?

  1. 3 pluszaki, z którymi Ono śpi na zmianę (kot, świnia i miś) + 2 lalki
  2. Ekwipunek na plac zabaw
    (foremki, narzędzia, bańki, kreda i piłeczka)
  3. Drewniana kolejka
  4. Klocki Duplo
  5. Drewniana kuchnia z garnkami i warzywami
  6. Znikopis z pieczątkami magnetycznymi
  7. Drewniany wózek-pchacz
  8. Wieża z kubeczków
  9. Instrumenty muzyczne
  10. Pies-sorter na kółkach
  11. Rowerek biegowy
  12. Zestaw do ćwiczeń motoryki małej
    (drewniana pęseta, pudełko na kostki lodu, pomponiki)
  13. Drewniane magnesy zwierzęta
  14. Dmuchany basen
  15. Korale z gry Nawlekaj, nie czekaj
  16. Torebka i portfel do zabawy w zakupy

Do tego książki (ok. 0,6 metra bieżącego) oraz materiały plastyczne (ciastolina i foremki oraz wałek, kredki i papier do rysowania, akwarele i pędzelki, pianka w arkuszach itd).


4. Rotuję

Zabawki z trzeciej grupy, czyli te „na wyrost”, odłożyłam do dużego pudełka, w którym trzymam wszelkie nadwyżki. Są to zwykle rzeczy, które kupuję na promocji albo „na zaś”. Trafiła tam drewniana waga, której Ono jeszcze chyba nie ogarnia. Dwa komplety kolorowych stempelków. Drewniana wieża-piramida z kółek. Trzy zestawy puzzli. Plastikowe narzędzia do majsterkowania.


Ekspozycja książek

Podobną rotację stosuję z książkami: raz w tygodniu wybieram 6, które stawiam okładkami do przodu na komodzie. To metoda zaczerpnięta z pedagogiki Montessori. Wyeksponowane tak tytuły zwykle wałkujemy przez bite 7 dni. Po tym czasie zwykle zostawiam 2 najczęściej czytane, a resztę wymieniam z innymi. Staram się wybierać książki do ekspozycji świadomie, pod kątem tego, co akurat interesuje Ono albo na czym chciałabym się skupić w danym momencie (obecnie na tapecie mamy książki o nocniku i kupie oraz o zimie i świętach). Parę razy olałam rotację, zostawiając książki na dłużej – moje dziecko błyskawicznie traciło zainteresowanie nimi i omijało półkę, jęcząc o puszczenie bajki.


6. Nie kupuję

A dokładniej – stosuję tu tę samą zasadę, co w przypadku mojej szafy: czyli one in, one out. Ograniczeń nie nakładam na „uzupełnianie kolekcji” (czyli na przykład mile widziane są wszelkie zestawy klocków Duplo albo gadżety do zabawy w gotowanie, nowe instrumenty itd.) czy na rzeczy zużywalne (ciastolinę, farbki, zeszyty z naklejkami). Co ważne,  nie zabieram dziecka do sklepów z zabawkami – a jeśli już się zdarzy, to nic nie kupuję; w efekcie moje dziecko traktuje takie miejsca bardziej jak muzeum niż miejsce do natychmiastowego zaspokajania wybujałych pragnień. Robię to dla dobra mózgu Ono, który po prostu nie jest w stanie poradzić sobie z tak ogromną liczbą możliwości. Dzieci też potrzebują diety informacyjnej.


7. Informuję

Rodzinę, oczywiście. Nie jestem potworem i nie zamierzam nikogo pozbawiać przyjemności oglądania zachwytu w oczach dziecka, kiedy dostaje nową zabawkę. Kiedy mój tata ostatnio stanął w drzwiach z zestawem klocków do budowania koparki, Ono oszalało z radości. Na szczęście nasza rodzina to rozsądni ludzie i od początku niemal każdy zakup jest z nami konsultowany. Nie ma zagrożenia bycia zasypanym czymś, co zepsuje cały misterny plan. 

Efekt natychmiastowy

Tuż po porządkach Ono z radosnym kwiknięciem rzuciło się do drewnianej kuchenki i przez 20 minut gotowało zupę z kawałków drewnianej ryby oraz pomidora. Później przeczytałam wszystkie 6 „nowych” książeczek, a następnie w ruch poszedł znikopis, dotąd niewidoczny spod innych zabawek. Sprzątanie poszło błyskawicznie, bo po jednym wieczorze były do schowania tylko akcesoria kuchenkowe. Co ważne, po redukcji poukładałam wszystko na osobnych półkach lub w pojemnikach (znów się kłania pedagogika Montessori). Dzięki temu od razu wiadomo, gdzie co jest, nie trzeba nic wyrzucać na ziemię ani przekładać, żadna zabawka nie ukryje się gdzieś z tyłu. Taka strategia pozwala utrzymać porządek i ułatwia dokonanie wyboru.


Efekty po 3 miesiącach

Rotację książek i zabawek robię co tydzień, jednak liczyłam się z tym, że często będę musiała również robić selekcję zabawek. Dzieci rozwijają się skokowo i nawet w ciągu miesiąca mogą wyrosnąć z jakiegoś etapu. Oczywiście temu można przeciwdziałać, wybierając zabawki, które „rosną” razem z dzieckiem, co przedłuża okres ich użytkowania. Mimo to, kilka rzeczy byłam zmuszona odłożyć. Inne kupiłam.

Obecny stan rzeczy wygląda następująco:

  1. Pluszaki. Obecnie bawi się nimi także w ciągu dnia, kładąc je na drzemkę albo karmiąc. Miś bywa też noszony w chuście (używamy do tego jednej z moich apaszek). Staram się je rotować.
  2. Lalki, butelka i smoczek – lalki są karmione, z wielką lubością kołysane oraz leczone z bólu brzucha przez zasmoczkowanie i pizgnięcie o ziemię (ot, medycyna alternatywna).
  3. Drewniana kolejka – sama uwielbiam ten zestaw. Uzupełniłam go o dodatkowe tory z rozwidleniami.
  4. Klocki Duplo – uzupełnione o zestaw z koparką
  5. Drewniana kuchnia z garnkami i warzywami
  6. Znikopis – wciąż w użyciu; korzystam z niego także, kiedy przygotowuję Ono na jakieś ważne wydarzenia: przed urodzinami rysowałam tort, świeczki, balony i prezenty; przed wizytą u lekarza stetoskop i brak koszulki. Na równi ze znikopisem w użyciu są kredki (zwykłe i takie nakładane na palce).
  7. Drewniany wózek-pchacz – to jest naprawdę genialny prezent na roczek, bardzo polecam. Zastępuje też wózek dla lalek.
  8. Pies-sorter na sznurku – schowałam klocki z kompletu, ale pies jest wyprowadzany na spacer czasem nawet i 3-4 razy dziennie.
  9. Drewniane klocki – Ono odkryło, że w zestawie jest kilka elementów przypominających ludzi i bawi się nimi… w nas.
  10. Drewniane laleczki – zaczątek kolekcji pt. domek dla lalek, który pojawi się pod choinką.

Odłożone:

  • Ekwipunek na plac zabaw (foremki, narzędzia, bańki, kreda i piłeczka). Zimno się zrobiło i zabawa w piasku już nie jest taka przyjemna. Część tych akcesoriów powędrowała do łazienki i służy jako zabawki do wanny.
  • Rowerek biegowy – czeka na wiosnę.
  • Hulajnoga – takoż.
  • Wieża z kubeczków – Ono już się nią nie bawi, odłożyłam.
  • Instrumenty muzyczne – jakoś ostatnio śpiewamy a capella.
  • Drewniane magnesy zwierzęta – czekają, aż wrócą do łask.
  • Dmuchany basen – czeka na lato.
  • Korale z gry Nawlekaj, nie czekaj – czekają, kiedy Ono zacznie jarzyć rytmy (póki co bez entuzjazmu, próbuję co jakiś czas).
  • Zwierzątka-pacynki na palce
  • Pudełko z nieużywanymi pluszakami (Ono konsekwentnie kontestuje warzywa, nawet te do przytulania)

Szuflada kreatywna

Oprócz tego mamy 2 półki książeczek (zredukowane z ponad 50 sztuk!), stertę zeszytów z naklejkami oraz tzw. szufladę kreatywną, którą sukcesywnie uzupełniam różnymi materiałami. Tam trafiły kolorowe pompony, dokupiłam też samoprzylepne oczy oraz druciki kreatywne (wyglądają jak wyciory do fajki i tak też są opisane na anglojęzycznych stronach, pod hasłem pipe cleaners craft znajdziecie sporo inspiracji). Jest tu również masa samoutwardzalna, zapas ciastoliny, farby akwarelowe, papier, pianka w arkuszach, stempelki, dziurkacze, samoprzylepne piankowe dinozaury (hit!). Zamierzam tam dorzucić jakieś guziki, piasek kinetyczny, farby do malowania palcami, kartonowy domek do kolorowania, kulki hydrożelowe, gumki recepturki, krepinę, bibułkę i co tylko znajdę fajnego w papierniczym. Szuflada służy do tego, żeby dostarczać Ono zajęć na jesienne i zimowe popołudnia. Zamierzam ją także wykorzystać w grudniu do robienia ozdób na choinkę.


Zakupy po redukcji

Dobrze się składa, że mam mało miejsca i ograniczone fundusze, bo gdybym mogła, naprawdę zasypałabym Ono zabawkami bez względu na to, czy to jest szkodliwe, czy też nie. (Chyba nadrabiam deficyty z dzieciństwa #ludzieurodzeniwlatach80). W księgarni najchętniej wyczyściłabym połowę półek. Zrobiłam też listę prezentów gwiazdkowych. I urodzinowych. Ono ma urodziny w kwietniu. Poświęciłam na porządki zbyt dużo energii, żeby teraz pozwolić byle Gwiazdce zniweczyć moje wysiłki!  


Zabrać dzieciństwo

Ograniczanie ilości zabawek może być kontrowersyjnym posunięciem. W końcu wszyscy chcemy, żeby nasze dzieci były szczęśliwe. Miały to, czego my z różnych powodów nie mieliśmy. Zajęły się czymś na kwadrans i nie żądały ciągle „pooobaw się ze mnąąą”. Rozwijały się harmonijnie i uczyły szybciej niż dzieci kuzynki czy wnuki sąsiadki. Uczyły się od kołyski przydatnych życiowych umiejętności, zwiększających szanse na sukces w dorosłym życiu. Jednak prawda jest taka, że najbardziej ułatwimy im to wszystko, pozbywając się nadmiaru – wcale nie kupując coraz to nowe, sensoryczne, rozwojowe, edukacyjne zabawki.


To co, sprzątasz zabawki ze mną?