Rysa na szkle

Mówili mi, że dziecko to szczęście, radość i nieustająca ekscytacja jutrem.
Mówili mi też, że dziecko to problemy, zmęczenie i nieustająca irytacja.
Kłamali, wszyscy kłamali.

Własna prawda

Chociaż może nie? Nie wykluczam, że są ludzie, dla których powyższe stwierdzenia to prawda. Jesteśmy przecież różni, różne mamy doświadczenia i różne dzieci. Gdybym jednak miała określić jednym zdaniem moje doświadczenie rodzicielstwa, to byłoby to “życie nad przepaścią”.


Pęknięcie w codzienności

Kojarzycie taki motyw z kreskówek, kiedy pod bohaterem – jakimś kojotem czy inną uczłowieczoną kaczką – nagle pęka ziemia? Przepaść zawsze rozwiera się w taki sposób, że bohater zmuszony jest do coraz szerszego rozkroku. W końcu prawie robi szpagat, po czym wpada do środka. Cięcie. W następnej scenie, nieco tylko poharatany i poobijany, gramoli się na powierzchnię i dalej toczy swój rysunkowy żywot.


I ja się właśnie tak czuję.

Tyle że moja przepaść otwiera się bardzo powoli, a nie jestem na tyle wysportowana, żeby zrobić szpagat. Więc w którymś momencie muszę, po prostu muszę skoczyć na któryś brzeg. Po jednej stronie jest moje dziecko. Które – żebyśmy się dobrze zrozumieli – kocham szaleńczo, które rozczula mnie milion razy dziennie, które tulę i całuję kiedy tylko mogę. Z którego jestem totalnie dumna, którym się zachwycam i dla którego zrobiłabym wszystko. Często się wzruszam, kiedy patrzę na tego małego człowieka, koktajl genów Jego i moich. Wiem, że te łzy, to przywiązanie i ta więź to nie tylko ja, ale w dużej mierze hormony. Czyli natura, która pilnuje, żeby cały wysiłek tych 9 miesięcy ciąży nie poszedł na marne.


Na drugim brzegu

Stoję po tej stronie z tabliczką NATURA i tęsknie patrzę na oddalający się powoli ode mnie drugi brzeg. Możemy go umownie nazwać KULTURĄ, mając nadzieję, że Rousseau nie przewraca się w grobie. Dociera do mnie z całą wyrazistością to, że skoro jestem tutaj, to nie ma mnie tam. Gdzie pracuję, odpoczywam, mam hobby i rozmawiam z dorosłymi na dorosłe tematy. Gdzie mogę czytać książki i nikt mi ich nie wyrwie z ręki. Gdzie mogę ćwiczyć jogę i nikt nie będzie mi wskakiwał na plecy ani wcinał mi się ze swoim “mama!” pomiędzy spokojne oddechy. Gdzie nikogo nie muszę gonić, pilnować, wychowywać. Gdzie mogę być sama ze sobą, spokojnie myśleć, dolać wino do risotto i posypać je dużą ilością parmezanu – bez zastanawiania się, czy alkohol na pewno wyparuje i czy właśnie nie niszczę mojemu dziecku nerek przez przedawkowanie soli.


No escape from reality

Można by pomyśleć, że przecież wystarczy skoczyć na ten drugi brzeg, i już, problem rozwiązany. Czasem mi się to zdarza. Nawet ten wpis napisałam w kawiarni, znad kawy (prawdziwej! Którą wypiłam sama! I nikt mi nie wyrywał łyżeczki, nie wyżerał pianki z cappuccino!). Kłopot w tym, że ilekroć uciekam – a robię to niezbyt często, chyba że liczyć chodzenie do pracy – każdorazowo walczę z wyrzutami sumienia. Z tęsknotą. Z niepokojem. Martwię się, czy wszystko z moim dzieckiem w porządku. Czy nie funduję mu właśnie jakichś wczesnodziecięcych traum. Czy jestem dobrą matką, bo dobra matka przecież nie ucieka. O tym nikt mnie nie uprzedził. Że zawsze będę niewystarczająco dobra i że ciągle będę tęsknić do tego, co jest po drugiej stronie przepaści.


Co ludzie powiedzą

Sprawę pogarszają rozmowy z innymi matkami. Te fałszywie współczujące: “ojej, no ja na szczęście nie muszę chodzić do pracy!”. Te stanowcze: “nie oddałabym dziecka do żłobka!” (bo dziecko do żłobka się “oddaje”, tak jak psa do schroniska, i tak jak w schronisku, cierpi ono tam straszliwie w samotności i zimnie, gryząc szczebelki klatki albo waląc głową w bok nieocieplonej budy). Te pełne wyższości: “przyzwyczaiłaś, to masz, ja już na porodówce nie pozwalałam dziecku niczego wymuszać płaczem!”. Te cnotliwe: “ja się spełniam w domu i nie czuję potrzeby wychodzenia!” (w domyśle: jeśli ty czujesz, to coś z tobą nie tak). I te zgorszone: “jak to, nie czytasz noworodkowi filozofów starożytnych przy wtórze Mozarta? Musisz mieć czas na wspieranie rozwoju małego mózgu!” (czyli moje dziecko będzie głupie i nie ma szans na sukces życiowy, bo w pewne styczniowe popołudnie Anno Domini 2018 włączyłam mu na telefonie „Świat małego Ludwika: Pojazdy”, żeby mieć minutę na podgrzanie kolacji dla nas obojga).


List do Koryntian

Są chwile, kiedy słowa “Hymnu o Miłości” brzmią mi w głowie jak memento: “cierpliwa jest, łaskawa jest, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego”. Bo czasem w ogóle nie pasuję do tych ram. Do wizerunku tej ciepłej, łagodnie uśmiechniętej mamusi, która z anielską cierpliwością układa z dzieckiem montessoriańskie puzzle, prasując ubranka z organicznej bawełny, a nogą miesza ekologiczny kapuśniak, żeby w domu pachniało domem. 


Rzeczywistość skrzeczy

Tak naprawdę układam te puzzle i jednocześnie w głowie tworzę sobie listę zadań na najbliższy tydzień. Biegam jak chomik w trójkącie dom-żłobek-praca, bo gdyby nie to, z całą pewnością nie byłoby mnie stać na popping z amarantusa (mnóstwo żelaza i zdrowe białko!). Czytam Pucia, marząc o czasach, kiedy Ono będzie to robić bez mojej pomocy. Na obiad robię pizzę albo pikantne curry z ciecierzycy, a czasem wyciągam z lodówki gotowy krem z dyni, bo to oprócz pomidorówki jedyna zupa, którą moje dziecko lubi (domowego nie tknie). Staram się jakoś odnaleźć równowagę, bo prawda jest taka, że odkąd Ono pojawiło się po tej stronie brzucha, towarzyszy mi nieustająca ambiwalencja. Chociaż On twierdzi, że to ładna nazwa na rozdwojenie jaźni. 


Nikt mi nie powiedział, że można kogoś tak czasem nie cierpieć, a jednocześnie tak niesamowicie kochać.

Więc ja to mówię. Ktoś musi.

By

Posted in

24 odpowiedzi

  1. Awatar Katarzyna Polańska - Janiak
    Katarzyna Polańska – Janiak

    Story my life dobrze że niejestem z tym uczuciem sama…

    1. Też się cieszę, że nie jestem sama <3

  2. I dlatego właśnie zwlekam z macierzyństwem. Z jednej strony bardzo chcę, czuję upływający czas, że za chwilę będzie późno, poza tym naprawdę łaskocze mnie wszystko na widok dzieci i mam wrażenie, że nadszedł mój czas. Ale boję się tej zmiany tak bardzo, że jednak wynajduję wszystkie „przeciw”, że praca, że dopiero co się przeprowadziliśmy, odpocznijmy trochę po ślubie (bo nas wykończył), ciągle coś…

    Bo nie wyobrażam sobie nie mieć czasu na czytanie. Nie wyobrażam sobie, że dziecko zabierze mi mój świat. Ha, i co w takim przypadku robić, jak myśleć? Rozdarta sosna, jak nic 😉

    1. Dziecko nie zabiera świata. Dziecko daje drugi. W którym czasem musisz być (i wtedy nie jesteś w tym „swoim”), a czasem też bardzo chcesz (bo co tu dużo mówić, rodzicielstwo jest też fajne i można się w nim spełniać). Jednak doba ma wciąż tyle samo godzin i skakanie między dwoma światami jest dość wyczerpujące, tego nie ukrywam.

      Poza tym dzieci są różne. Ja czytam podczas karmienia i w tramwaju. I czytam dziecku. 20 minut dziennie 😀 #całaPolskaczytadzieciom

  3. Awatar Basia Roszkowska
    Basia Roszkowska

    A nie jest czasem, że za dużo ostatnio analizujemy? Po co ciągle się zastanawiać czy żyje się odpowiednio dobrze? To jakaś totalna bzdura. Po co te tysiące tekstów w internecie o byciu rodzicem takim srakim. Nie można być po prostu człowiekiem. Nie matką, nie pracownikiem, nie żoną, nie sąsiadka, przyjaciółką czy klientem biedry. Po prostu człowiekiem i sobie żyć. Czy to z dzieckiem czy to z trójką czy bez dzieci, ale z kotem, lub bez psa i bez dzieci. Nie zastanawiać się na każdym kroku czy moje życie żyje odpowiednio czy odpowiednio wybieram. Wbrew pozorom to nie ma za wielkiego znaczenia czy sypie mąkę białą czy pełnoziarnistą. Rly. I wbrew pozorom nie ma większego znaczenia czy się dziecko oddaje do żłobka czy siedzi i lepi z nim pierogi w domu. To wszystko na przestrzeni całego życia, dobrego życia nie ma żadnego znaczenia. Ciągle rozprawy na te tematy wcale nie zachęcają do dyskusji są po prostu pewnie potrzebym, ale jedynie wyrzutem wyrzutów.

    1. A wystarcza Ci bycie „po prostu człowiekiem”? Bo mnie nie. I w ogóle co to znaczy 😀 Jak chcesz nie być matką, pracownikiem, żoną, sąsiadką, przyjaciółką czy klientem Biedry? OK, to ostatnie jest do zrobienia, można zamówić zakupy w Tesco 😉

      Nie wiem, czy dobrze Cię zrozumiałam – chodzi Ci o to, żeby nie traktować życia jako projektu rozwojowego, gdzie wszystko musi być strategicznie zaplanowane i zoptymalizowane?

      1. Awatar Basia Roszkowska
        Basia Roszkowska

        Tak. Dokładnie to miałam na myśli. 🙂

        1. To ja się zgadzam i mam nadzieję, że z tego wpisu nie wynika coś innego 🙂 Nie próbuję być matką idealną. Ba, w ogóle nie próbuję być idealna, a praca nad tym, żeby być wystarczająco dobra na każdym polu, które jest dla mnie ważne (a pozostałe olać) całkiem nieźle mi idzie od lat 🙂 Najtrudniejsze jest jednak właśnie to bycie. Bez gryzienia się, że powinnam być gdzie indziej. Być z dzieckiem. Albo być w tym drugim świecie, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. To martwienie się, że może coś ze mną nie tak, że chcę uciekać?

          1. Awatar Urszula Jasieńska
            Urszula Jasieńska

            Ja mam głównie zgryz jako pracownik, bo się mocno ze swoją pracą utożsamiam – nie z miejscem, tylko raczej samym zawodem. Bo nie chcę być nieprzygotowanym, średnio zaangażowanym nauczycielem. Ale taką matką też nie chcę być. Próba zaspokojenia potrzeb „wszystkich moich dzieci” kończy się zarywaniem nocy i frustracją, a to nie jest rozwiazanie długofalowe.
            Jeśli chodzi o życie jako projekt, to ja jestem zdecydowanie team „zdelegalizować coaching i rozwój osobisty” 😉

          2. Zdelegalizujmy! Właśnie jestem w trakcie pisania czegoś na ten temat. Że rozwój osobisty jest spoko, póki pozostaje osobisty. A nie sprowadza się do „rusz dupę, bo inni zostawią cię daleko w tyle”.

            Ja mam zgryz jako żona. Ostatnio bardzo ciężko nam z Nim znaleźć czas dla siebie, a kiedy już się udaje, to zwykle jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby porozmawiać o czymś więcej niż „wstawiłeś pranie? to ja rozwieszę”.

          3. Awatar Urszula Jasieńska
            Urszula Jasieńska

            Czekam z niecierpliwością 😉 Ostatnio się coaching zakrada do edukacji w takim bardzo coachingowym formacie i aż mnie zęby bolą od słuchania tych bzdurzeń.

          4. #klubantyfanówcoachingu 😀

  4. Mam dokładnie to samo. Tzn. prawie to samo, bo u mnie sporo skupia się wokół jedzenia. Rodzice uparcie próbują mi wmówić, że źle to robię. Tata, że za mało daje młodej jedzenia – „nie najada się, dlatego ciągle chce cycka”, „powinnaś jej butelkę dać”. Mama z bratową „podziwiają”, że jeszcze karmię – obie karmiły jakoś max 5 miesięcy, bo im się dzieci nie najadały (ile ja się w język nagryzłam, żeby nie powiedzieć nic w tym temacie) i moje 1,5 roku wydaje się strasznie długie. Tylko w tym podziwianiu czuję podtekst „po co, skoro to sama woda”. Mama co prawda dostrzega aspekt psychologiczny – bliskość itp, ale nadal.

    Na wyrzuty sumienia proponuję poczytać sobie Natalię z Tasteaway (mogę wrzucić linka). Mi one minęły przynajmniej jak chodzę ćwiczyć. W innych sytuacjach jeszcze je mam. Z drugiej strony i tak robię znacznie mniej niż inni. Nie pracuję, nie oddałam do żłobka (chociaż chce to zrobić po powrocie do Polski), spędzam z młodą prawie cały czas jak nie śpi, nie wychodzę na kawy z koleżankami (bo ich nie mam), nie imprezuję (raptem kilka razy na 1,5 roku! :-()… Ale do ideału mi brakuje, bo np. puszczam jej bajki, gdy chce coś zrobić bez jej asysty (np. obiad).

    1. Można zwątpić w siebie, jeśli się ciągle słyszy krytykę dookoła 🙁

      Na pocieszenie powiem, że moje dziecko – starsze przecież od Twojego zaledwie 2 miesiące – potrafi wtrząchnąć ogromną kolację (przez ogromną rozumiem porcję większą od tego, co ja normalnie zjadam), po czym zażądać mleka. Nie wiem, gdzie to się wszystko mieści 😀 Dla równowagi, miewa dni, kiedy leci na waflach ryżowych i rodzynkach, i właściwie to tyle. Pechowo te drugie dni zwykle przypadają na odwiedziny rodziny i prowokują właśnie takie komentarze, jakie przytaczasz.

      Ideałów nie ma. To sobie proszę wytatuować.
      Poproszę o link 🙂

  5. Stan mi doskonale znany 🙂 ale na pocieszenie: wydaje mi się, że z wiekiem dziecka rozkrok jest coraz mniejszy, po czym bez problemu przeskakujesz z brzegu na brzeg. W końcu w pewnym wieku dzieci chętnie śpią poza domem, bez problemu spędzają weekend u dziadków, mają swoje sprawy i nie potrzebują asysty non stop. Moje dziecko jest chyba parę miesięcy starsze od twojego (teraz 26 m-cy) i już jest duuuuzo lepiej – np mogę ją puścić samopas w domu znajomych, a u nas już nie muszę się martwić non stop, że zaraz się zabije. Umie się bawić sama np. piaskiem kinetycznym lub ciastolina i nie zjada tego 😛 jednak myślę, że ten czas drugiego roku życia to jest bardzo ciężki i teraz z ulgą obserwuje zmiany. I teraz dopiero zaczynam mieć frajdę z macierzyństwa.
    Co do krytycznych kobiet – ech, wiem o czym mowa. Nie wiem czemu kobiety to sobie robią. Ale robią. Ja nie daje na co dzień słodyczy, ale wystarczy że moje dziecko np. w gościach złapie jakaś czekoladkę już czuję karcący i oceniający wzrok na sobie. Uczę się to ignorowac (chodzę też na terapię i przerabiam czemu się tak bardzo tym przejmuje). Mam drugiego bobasa w brzuchu i muszę się nauczyć znajdować złoty środek. Wymagania dla matek są tak wysokie, że choćbyś o świcie leciała po eko warzywa, przygotowywała je na parze, potem bawiła się rozwijająco drewnianymi zabawkami, dziecko było uprzejme i zawsze ładnie ubrane to i tak coś się na ciebie znajdzie. Nie mówiąc o tym, że często gęsto dzieciak nasze wysiłki ma głęboko w tyle i zamiast eko warzyw wetnie ciastko i cały dzień będzie bawić się grająco-swiecacym laptopem podarowanym przez znajomych 😉
    Fajny tekst napisała niedawno matka skaut – nazywa się jakoś „gdzie się nie obrócisz, dupa zawsze będzie z tyłu” (polecam!!)
    Jest tam bardzo ważne zdanie: nie da się wiecznie jechać na dupościsku. Jak to przeczytałam to dużo o tym myślę teraz 🙂

    1. Mam nadzieję, że z czasem robi się trochę łatwiej. Chociaż rozmawiałam o tym z mamą (trójka na stanie, wszyscy już dorośli jesteśmy) i ona twierdzi, że rozkrok jest dalej, tylko zaczyna dotyczyć innych spraw.

      „Choćbyś o świcie leciała po eko warzywa, przygotowywała je na parze, potem bawiła się rozwijająco drewnianymi zabawkami, dziecko było uprzejme i zawsze ładnie ubrane to i tak coś się na ciebie znajdzie” – no wiadomo, niszczysz mu dzieciństwo nie dając słodyczy, będzie szykanowane w przedszkolu, bo nie zna bohaterów bajek, a jak uprzejme, to na pewno je wytresowałaś, dzieci powinny się wyszaleć! Nie dogodzisz 😉

  6. Awatar Asia Krzyzykowska
    Asia Krzyzykowska

    Z mojej perspektywy, dobrze ten rozjazd oddaje książka „Praca na całe życie” Rachel Cusk, tylko perspektywa w niej jest bardziej pesymistyczna i pytanie, czy warto się dołować, czy nie szukać jednak trochę lżejszego podejścia. Tak czy inaczej, książkę polecam, w mojej ocenie dużo lepsza niż „Jak pokochać centra handlowe”.

    1. Czytałam! Książka jest szalenie pesymistyczna, a w każdym razie tak się zaczyna, później jest już nieco lepiej. Ogólnie warto po nią sięgnąć, zgadzam się. „Jak pokochać…” nie znam, tylko słyszałam, że nie jest jakaś specjalnie powalająca.

      Rachel to w ogóle miała przekichane, bo nie dość, że (nie wiem jakim cudem) nie miała pojęcia, na co się decyduje, to jeszcze bardzo szybko zaszła w drugą ciążę. Mnie obecny szpagat tak straszliwie wyczerpuje, że nie wyobrażam sobie drugiego dziecka, szczególnie wymagającego noworodka. Ale może to też kwestia tego, że Ono należy do tych bardziej absorbujących maluchów.

      1. Awatar Asia Krzyzykowska
        Asia Krzyzykowska

        „Jak pokochać…” jest dla mnie o tyle mało przekonujące, że nie stanowi opisu osobistych doświadczeń jednej osoby, a jakiś zbiór. Niby dobrze, że kilkanaście lat po „Polce” Gretkowskiej polska literatura z obszaru macierzyństwo non-fiction mocno się rozwinęła, ale akurat czegoś tak dogłębnego jak Cusk nie znalazłam. Choć na pewno dla równowagi warto poznawać inne pozycje, dla mnie to było tak dołujące, że aż mroczne 😉 A „Matkę feministkę” Graff też czytałaś? Ja już dość dawno, ale pamiętam że odebrałam ją jako literaturę środka i dość rozsądne i dojrzałe podejście.

        1. Nie znam, muszę zerknąć! Ze swojej strony polecę „Supermenki”. „Macierzyństwo non-fiction” mnie nieco rozczarowało właśnie z powodu tej jednostkowości doświadczeń. Jest jeszcze „Kobieta dość doskonała”, jednak też jakoś nie do końca mi podeszło.

          1. Awatar Asia Krzyzykowska
            Asia Krzyzykowska

            Nie wiem czy to jasno napisałam, chodziło mi o to, że nawet jeśli ktoś z założenia przedstawia zbiór doświadczeń, to zakłamaniem jest wybieranie doświadczeń wyłącznie złych i robienie z tego książki 🙂 (odnoszę się tylko do „Jak pokochać..”)

          2. Aaa, ja jakoś przeoczyłam to „mało” w Twojej wypowiedzi. No tak, jasne, masz rację!

  7. Awatar Kinga Sroka
    Kinga Sroka

    Te wszystkie oczekiwania względem matki to Twoje czy bardziej otoczenia? A jak Twoje, to strasznie ich dużo i nie dziwię się że nie zawsze da się wszystko zrealizować. Po prostu się nie da, nie Twoja wina i to nie czyni z Ciebie gorszej matki.

    Myślę że priorytety są potrzebne w wychowaniu tak jak w życiu. Na jakiego człowieka chcesz wychować swoje dziecko przede wszystkim – wysportowanego, fit, bogatego, dobrze wykształconego, empatycznego, asertywnego? Ale Ty (i mąż), nie otoczenie. Bo całego świata i tak się nigdy nie zadowoli. A za 20 lat to Was, nie świata, będzie dziecko pytało, czemu podejmowaliście takie a nie inne decyzje w związku z nim. Czasem z wielką pretensją (taki już rodzica los). Jak się już męczyć, to w imię własnych celów i wartości 😉

    Najbardziej Ci współczuję niewyspania. Z lekką i wypoczętą głową dużo łatwiej walczyć ze skrzeczącą rzeczywistością. Ale to minie, naprawdę 😉

    1. Otoczenia. Moje oczekiwania są niewielkie, ja ogólnie mało wymagająca jestem. Za to mnie los obdarzył wymagającym dzieckiem 😀 Staram się znajdować ten złoty środek, jednak to jest czasem bardzo trudne, kiedy otoczenie próbuje wkładać mnie w swój schemat życia i dziwuje się, że ja z niego wystaję z każdej strony, jak mogę 😉

      Dziękuję Ci za dobre słowa :* Pewnie, wszystko mija 🙂

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 + jeden =