Rozprawka o ciuchach na 700 słów z hakiem.

O mojej „szczęśliwej szafie” pisałam już raz, parę miesięcy temu. Dzisiaj wracam do tematu. Będzie bardzo kobieco. Pogadamy sobie o tym, co rozumiem przez „szczęśliwość” garderoby, pokażę Wam moją idealną, kieckową pigułkę na jesień i opowiem, co robię, żeby nie zmarznąć w sukienkach i spódnicach.


4 zasady Szczęśliwej Szafy

Moim głównym celem przy ogarnianiu szafy jest to, żeby jak najmniej zaprzątała mi głowę. Moja codzienność jest pełna spraw do załatwienia, problemów do rozwiązania oraz decyzji i wyzwań do podjęcia. Nie chcę poświęcać kwestii ubierania się więcej czasu, niż muszę. Naprawdę, wolę dłużej pospać niż codziennie siedem razy się przebierać. Poniższe zasady po prostu ułatwiają mi znacznie zakupy, porządki w szafie i codzienne funkcjonowanie.


Primo, RADOŚĆ

Mam miejsce tylko na rzeczy, które lubię, w których się sobie podobam i których włożenia nie mogę się doczekać. W ten sposób nie nudzi mnie moja okrojona garderoba. Jeśli coś nie do końca mi odpowiada, jest niewygodne, nie wyglądam w tym i/lub nie czuję się dobrze lub w jakikolwiek sposób mnie wkurza – ląduje w torbie „do oddania”.


Secundo, JAKOŚĆ.

Dążę do tego, żeby moje ubrania i dodatki były idealnej jakości. To znaczy, że w miarę możności:
– wybieram naturalne surowce (bawełna, wiskoza, wełna, jedwab, skóra),
– wybieram polskie lub europejskie marki, projekty i wyroby,
– wybieram małe, lokalne manufaktury, handmade, second-handy zamiast sieciówek.


Tertio, CIERPLIWOŚĆ.

Akceptuję fakt, że szukanie ideałów wymaga czasu. Nie spieszę się. Nie kupuję byle czego. To oznacza też cierpliwość wobec obecnego stanu posiadania i zgromadzonych dotąd zapasów (pisałam o tym TUTAJ).


Quarto, STAŁOŚĆ.

Można to także nazwać konsekwencją albo po prostu uporem. Trzymam się ustalonych wyżej zasad i nie robię od nich wyjątków, bo wiem, że ewentualne szaleństwa zakupowe i nieprzemyślane decyzje odbiją mi się później czkawką i niepotrzebnie wrócę do punktu wyjścia.

Gdy tylko nadarza się okazja, mózg przekształca konkretne zachowanie w nawyk i w ten sposób oszczędza nam wysiłku, pozwalając się koncentrować na sprawach nowych, skomplikowanych czy pilnych. […] Życie staje się prostsze.

Gretchen Rubin

Capsule wardrobe na polską pogodę

Mam wrażenie, że minione lato było niebywałym wyzwaniem pod względem ubraniowym. Dla Was też? Może jest to w pewnej mierze kwestia tego, że musiałam dbać nie tylko o swój strój, ale także o to, żeby Ono odczuwało komfort cieplny? Stawiam jednak na to, że głównym winowajcą jest tu pogoda, która była zmienna i trudna do przewidzenia. Mam nadzieję, że jesień będzie łaskawsza i nieco bardziej stała temperaturowo, bo żonglowanie sandałami i płaszczem trochę mnie wyczerpało. Przez to mam niedosyt noszenia lekkich, letnich ciuchów.


4 miesiące, 28 ubrań

Najbliższe, coraz chłodniejsze miesiące, zamierzam przechodzić tak jak lato, w 28 sztukach garderoby, plus dodatki i buty. Będzie to:

  • 10 „gór” (2 koszule, 2 bluzki, 2 cienkie swetry, 4 topy z długim rękawem)
  • 8 „dołów” (5 spódnic rozkloszowanych i 3 dopasowane)
  • 10 sukienek z rękawem 3/4 lub długim
  • dodatkowo: warstwy (żakiet, narzutka, kardigany, trencz, kurtka dżinsowa, futrzana kamizelka itd.)
  • dodatkowo: rajstopy, skarpetki, bielizna
  • dodatkowo: 2 torebki, kapelusz, 3 apaszki/szale, biżuteria
  • dodatkowo: 4 pary butów (złote oxfordki, czarne workery, brązowe trampki, czarne muszkieterki)

Lista zakupów

Czego mi brakuje? Właściwie niczego konkretnego. Fajnie byłoby wymienić znoszone już trampki i workery na nowsze, lepsze modele. Przyda mi się też rozpinany kardigan, jasna bluzka, w której dam radę karmić, rozkloszowana sukienka z dzianiny. Z marzeń/życzeń mam jeszcze turkusową spódnicę i bluzkę, tiulówkę oraz kaszmirowy sweter, ale to zachcianki, które będą musiały jeszcze poczekać.


Jak nie zmarznąć w spódnicy?

Domyślam się, że odpowiedź „normalnie” nie będzie wystarczająca. Więc już wyjaśniam. Podstawą są odpowiednie rajstopy – grube, kryjące, mięsiste, na większe chłody z domieszką kaszmiru, jedwabiu, wełny merino. Do tego odpowiednia spódnica – te zwiewne, cieniutkie schowałam do szafy, zostawiłam grubsze, na podszewce, pod którymi zmieści się halka. W wietrzne dni świetnie sprawdzają się tuby i ołówki, bo nic ich nie podwiewa. Na koniec warstwa wierzchnia, czyli jak najdłuższy płaszcz.


Efekt termosu

Wbrew pozorom, w rozkloszowanej spódnicy (lub w sukience) jest zaskakująco ciepło! Po prostu pod nią tworzy się taki namiot pełen powietrza ogrzanego do temperatury ciała (lub nieco niższej). Ten namiot działa jak termos, izolując od zimna. Takiego działania nie mają spodnie, nawet jeśli pod spód włożymy grube rajstopy. Czysta fizyka.


Rok kobiecości

W zeszłym roku Klaudia Halz rozpoczęła Projekt 365 dni w spódnicy. Niedawno zdobyła za to tytuł Dziewczyny Roku Glamour. Obecnie w projekcie bierze udział już ponad 4000 „spódniczanek”! Możesz do nas dołączyć TUTAJ. Mnie ten rok dał bardzo wiele, jeśli chodzi o mój styl – ale o tym napiszę następnym razem, bo podsumowanie już się pisze.


Przede mną kolejna jesień w spódnicy. Chowam spodnie głęboko do szafy i daję zielone światło sukienkom.

Może też spróbujesz?