My, roboty ze Stepford

501 słów o perfekcjonizmie. Nie tylko dla rodziców.


Bitwa dwóch armii

W internecie trwa wojna. Wojna matek. Frustratki w legginsach poplamionych gerberkiem ścierają się z robotami ze świeżo zrobionym manicure. Te pierwsze zarzucają tym drugim lukrowanie macierzyństwa. Te drugie dziwują się, jak można przy dziecku nie mieć na nic czasu. Dwa skrajne bieguny: jeden to wymuskane przedmieścia w Stepford, drugi to szare polskie blokowisko ze smętną piaskownicą, zasikaną przez bezdomne koty.


Gdzieś pośrodku

Pomiędzy tymi dwoma obozami jestem ja i są moje koleżanki. Zwyczajne kobiety i zwyczajne dzieci. Z półrocznego macierzyńskiego pamiętam dni, kiedy chodziłam w piżamie do 15, nosząc moje małe wyjątko; także takie, kiedy pierwsza drzemka trwała tak długo, że mogłam wziąć prysznic, zrobić makijaż i przeczytać kilkadziesiąt stron książki. Pamiętam chwile wręcz euforycznego szczęścia. Było ich wiele. Pamiętam też baby bluesa –nie dopadł mnie z jakąś wielką mocą, ale parę razy płakałam z frustracji nad łkającym niemowlakiem z poczuciem, że jestem najgorszą matką na świecie. Bo dobra matka ROZUMIE swoje dziecko. Ja nie zawsze rozumiałam.


Doktorat ze śpiworka

Spójrzmy prawdzie w oczy: jesteś managerem projektu „Dziecko”. Nie wystarczy, że będziesz kochać tę małą istotę i dbać o jej potrzeby. Musisz zrobić wielogodzinny research i wybrać najlepsze łóżeczko, najlepszy wózek, najlepszy fotelik, śpiworek, kubek niekapek, pierwszy rowerek, buty do nauki chodzenia, żłobek z lekcjami fińskiego, zajęciami Muay Thai i elementami pedagogiki Montessori. Chodzić na gordonki, sensoplastykę i język migowy. Nie słuchać intuicji, słuchać ekspertów, których zalecenia są nierzadko ze sobą sprzeczne. I często dynamicznie się zmieniają.


Pod presją

Przy tym masz obszerną listę obowiązków do odhaczenia – OPRÓCZ zajmowania się dzieckiem. Dbać o dom. Dbać o siebie. Dbać o partnera. Mieć swoją pasję i hobby. Robić karierę. Regularnie ćwiczyć. Gotować ekoposiłki z ekowarzyw od zaprzyjaźnionego rolnika. Nie znasz żadnego? Dałaś parówki z Lidla? Zła matka.

Kiedy olejesz wszystkie „musisz” i „powinnaś”, kiedy odpuścisz bycie rodzicem idealnym – odetchniesz. I prawdopodobnie zorientujesz się, że to całe rodzicielstwo nie jest takie trudne, jak Ci się wydawało.

Zmiany na szczycie

Trudne, a właściwie niemożliwe, okazało się dopiero życie „jak dawniej”. To jest ta rewolucja, którą robi rodzicielstwo: bam, i nagle we wszystkim, co robiłaś na co dzień, musisz uwzględniać małego człowieka. Od teraz będzie Ci on nieustannie towarzyszyć, fizycznie albo w myślach. Nazwij to jak chcesz: życie z hubą, z jemiołą, z kulą u nogi, z dajmonem, z satelitą. To straszne i jednocześnie cudowne. Ambiwalencja, bejbe! Życie nie wróci do normy. To jest teraz norma.


Rodziców portret własny

Prawdziwy obraz rodzicielstwa to nie jest to, co widzisz w internecie. Ani to, co czytasz w książkach z serii „macierzyństwo bez lukru”. To nie dni idylli, kiedy cały świat Ci sprzyja, ani dni koszmaru, kiedy wszystko idzie nie tak. Prawdziwe jest to, co pomiędzy: normalność, codzienność, słodko-gorzkość, rozmywająca się w zwyczajne życie. Nigdy nie jest tylko czarno ani tylko biało. Gwarantuję Ci, że za celujące od góry do dołu i perfekcjonizm w każdej dziedzinie nie dostaniesz świadectwa z paskiem. Nic się nie stanie, jeśli nie będziesz idealna.


Dlatego proszę Cię: nie próbuj być robotem.

By

Posted in

16 odpowiedzi

  1. Trafiłaś w samo sedno z tym wszystkim. Ja też jestem gdzieś po środku. Na początku było mi ciężko z dwoma rzeczami – z tym, że życie nie wróci do normy i że nie mogę być we wszystkim idealna. Potem jednak zaczęłam sobie odpuszczać i żyje mi się zdecydowanie lepiej. Cudownie wręcz. Macierzyństwo cieszy, jakieś 90% chwil jest idealna. Tylko troszkę mi szkoda porzucenia bloga. Ciągle jednak wierzę, że do niego wrócę…

    1. Na pewno wrócisz! Dzieci dorastają 🙂 Dziuba będzie potrzebowała coraz mniej mamy, a coraz więcej swobody. Ja ten wpis pisałam chyba ze dwa tygodnie.

      A co do perfekcjonizmu matczynego, to chyba tu działa efekt postanowień noworocznych 🙂 Deklarujemy, że będziemy chodzić na siłownię 2x w tygodniu i zero słodyczy, a potem z czasem te deklaracje się rozmywają…

      1. Wrócę, bo już mi brakuje pisania ostatnio coraz bardziej. Dziuba też daje więcej swobody. Często woli bawić się sama. Tylko jeszcze wymaga, żeby na nią patrzeć 😉 No i teraz zbliża się cudowny okres – lato i place zabaw… Jak już nauczy się sama na nich bawić ;-)))

        1. Może się sprawdzi u Ciebie taki mój patent: postanowiłam sobie na samym początku, że czas drzemek to czas dla mnie. Na czytanie, odpoczynek albo bloga 🙂 Wzięło się to stąd, że bywały dni, kiedy Ono nie bardzo chciało spać albo spało tylko na mnie, albo tylko przy piersi, albo drzemka przypominała stosunek przerywany 😉 I ja wtedy stwierdziłam, że da się żyć bez opróżnionej zmywarki, że praniu się nic nie stanie, jak go nie poskładam, a obiad mogę zamówić kilkoma kliknięciami w telefonie 😉 I z czasem nauczyłam się robić 90% rzeczy w domu z dzieckiem na rękach, w chuście albo bawiącym się gdzieś na podłodze 🙂

          Przy czym to zależy od dziecka, zdaję sobie sprawę, niektóre są tak absorbujące, że nie da rady.

          1. No u mnie to bywa bardzo różnie – pierwsza drzemka jest albo na zajęcie się sobą – ćwiczenia, paznokcie, depilacja, śniadanie albo co najczęściej odsypianie nocy, a druga na szykowanie jedzenia (przy czym staram się robić raz na dwa-trzy dni) lub na porządki w mieszkaniu, jeśli ich nie zrobiłam podczas podłogowych zabaw czy pierwszej drzemki (czasem wrzucam pranie czy wstawiam zmywarkę przy okazji – jak już jestem w łazience czy kuchni).
            Jak książka jakaś mnie wciągnie, to czytam prawie bez względu na warunki – czasem z dzieckiem na ręku, byle „jeszcze jeden rozdział” 😀
            Do bloga po prostu przez pewien czas nie miałam serca. Nawet jak siadałam pisać, miałam pustkę w głowie i niechęć do otwierania laptopa – bo po co, bo nikt nie czyta, bo nikogo nie obchodzi itp 😉 Powoli mi to przechodzi 😀

          2. I to normalne, że bywa różnie. Nie ma nic złego w tym, że nie robisz wszystkiego na 100% 🙂 W końcu nie jesteś robotem 😉

  2. Takie prawdziwe!

  3. Mam *odrobinę* inny problem z tym całym konfliktem. Ogólnie lubię pewien poziom ogarnięcia (nawet jeśli czasem go nie osiągam). I teraz, będąc jeszcze matką oczekującą, pomaga mi założenie, że jakieś tam ogarnięcie uda mi się utrzymać. Że jest to możliwe. Pomaga na lęki, obawy, czasem na stany lekko histeryczne. Wizja, że ogólnie „dam radę” mnie uspokaja. Więc się nią karmię, bo chyba o to chodzi w „mocy pozytywnego myślenia”. A najwyraźniej są ludzie, którym to przeszkadza, którzy koniecznie muszą mnie poinformować, że na pewno się nie uda, że zimna kawa, koniec życia i tak dalej.

    Mój postulat zatem brzmi: daj żyć innym. A dobrej rady udzielaj tylko wtedy, gdy ktoś Cię zaprasza do dyskusji.

    1. Jest różnica między chęcią zachowania jakiegośtam poziomu ogarnięcia, a presją, żeby to ogarnięcie zawsze i wszędzie mieć na 100%, i to w każdej dziedzinie. Bo to pierwsze daje Ci prawo do tego, że czasem zupełnie świadomie zdecydujesz się nie odkurzać, zamówić pizzę na obiad i spędzić cały dzień w piżamie, bo dziecko akurat miało kiepską noc, więc chodzisz na rzęsach ze zmęczenia i nie miałaś kiedy pojechać do sąsiedniego województwa po ekologiczne mięsko z królika 😉 Nie jest złym człowiekiem ktoś, kto woli w jakąś sobotę poczytać książkę niż pucować łazienkę na błysk.

      O straszeniu światem zimnej kawy napisałam już jakiś czas temu: http://napisawszy.pl/2016/07/22/zobaczysz 🙂

      1. Zgadzam się z tym wszystkim 😉 Chodziło mi o to, że ja się spotykałam raczej z presją drugiej strony – że zawsze już będzie kiepsko, że nie da się gotować, posprzątać, zrobić makijażu, etc. I możliwe, że tak mi się właśnie ułoży. Ale przecież mogę mieć jakieś plany i nadzieje 😉

        1. Nigdy nie jest ani tylko czarno, ani tylko biało 🙂 Jakoś te wszystkie mamy, które narzekają na swój ciężki los i nie mogą nic zrobić, bo trzymają dziecko, znajdują czas na pisanie o tym na Facebooku i udostępnianie memów 😛 W tym im jakoś trzymanie dziecka nie przeszkadza 😀

  4. O tak dobry wpis! 🙂 Najbardziej mnie dziwi to, że matki (nie ważne czy te ogarnięte czy te trochę mniej) często nie potrafią zrozumieć, że każde dziecko jest inne. Jedne da odpocząć, drugie nie. Przez 7 miesięcy sypnęło mi się kilka znajomości, bo nie lubię jak mi ktoś mówi co robię źle gdy mówię jakie mam przygody z dzieckiem. A może akurat nic nie robię źle? 🙂 Wyluzowałam, odpuściłam. Szkoda mi sił na tych wiedzących lepiej ode mnie, które robią to, to i tamto. Ja wciąż bawię, karmię i usypiam. A te małe chwile, kiedy dziecko bawi się kilka minut samo ogarniam chatę lub jem. Czasu dla siebie mam wciąż 1-2 h wieczorem zamiast snu i żyję. Przyzwyczaiłam się, nie narzekam i chociaż cichaczem zazdroszczę niektórym, że ich dzieci robią chociaż jedną długą drzemkę w ciągu dnia (u mnie drzemki max 30 min, czasem dłużej usypiam niż dziecko śpi :D), ale nikomu nic nie zarzucam, nie czepiam się. Patrząc na te piękne wymuskane zdjęcia i opowieści o macierzyństwie wierzę, że może przy następnym dziecku będzie lepiej 🙂

    1. Zdjęcie dokumentuje uprzątnięty, specjalnie zaaranżowany kadr. I nie pokazuje tego, że 2 sekundy później przez pokój przetacza się huragan 😉 Ono zazwyczaj śpi przez 40 minut i jeśli zdarzy się dłużej, to jestem w ciężkim szoku. Ale i tak niewiele robię wtedy, bo zwykle śpi przy piersi albo przynajmniej na mnie. Trzymaj się 🙂 Wszystko mija 🙂 A te bardziej doświadczone mamy mówią, że później będzie lepiej!

  5. Awatar Elwina | Cukropuch.pl
    Elwina | Cukropuch.pl

    Na szczęście ze mną nie jest tak źle. Nie płaczę już nad moją bezsilnością, a jako estetka potrafię zaakceptować dziecko dosłownie „rozwalone” w wózku z plamami po jogurcie (bo był na wynos) i z totalnie niemodnym i nieinstagramowym lookiem bobasa 😀

    1. Jogurt jest oczywiście domowej roboty z mleka, które daje krowa, którą trzymasz na balkonie? Bo wiesz, jeśli nie, to hasztag zła matka 😀

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 × 2 =