Ten wpis stworzyłam z myślą o znajomych mamach, ale nie tylko. Wiem, że czytają mnie też chrzestne i ciocie, które pewnie zastanawiają się czasem nad tym, co kupić w prezencie niemowlakowi. Odpowiadam: książkę! I podrzucam ponad 20 tytułów.


W poszukiwaniu ideału

Regały w księgarniach są pełne książeczek dla dzieci, ale ja bardzo wybrzydzam. Kupuję wyłącznie te, które mają miłą dla oka warstwę graficzną i znośny językowo tekst. A tych nie jest wcale tak dużo… Obecnie na dziecięcej półce znajduje się około 20 tytułów (liczba zmienia się dość dynamicznie). Wybraliśmy z Nim do pokazania te, które Ono lubi najbardziej.


Buźki

Pierwsza ukochana książeczka Ono, co widać na zdjęciu. Rozpada się w rękach, tyle razy była przeglądana. Mieliśmy kilka klasycznych czarno-białych tytułów, ale szybko poszły w odstawkę. Buźki oglądamy do teraz, a ostatnia strona (z uśmiechniętym dzieckiem) zawsze budzi ogromny entuzjazm. Rysunki są proste i sympatyczne, a opisy krótkie, hasłowe.

W tej serii także: „Pojazdy”, „Kształty i wzory”, „Zwierzaki domowe”.


Raz dwa trzy, patrzymy

Książeczka kontrastowa dla starszych niemowląt. Ilustracje są kolorowe i w większości dość abstrakcyjne (liść, piorun, rak), ale całość działa podobnie jak „Buźki”: każda strona to coś, co się do dziecka uśmiecha. Nawet banan i psia kość. A że dzieci na pewnym etapie rozwoju rozpoznają twarze, to chyba dobry kierunek. Książeczka dobra do ćwiczenia pokazywania.

W tej serii także: „Raz dwa trzy, słyszymy” i „Raz dwa trzy, mówimy”.


Ślonski dlo bajtli

Książka, którą kupiłam przy okazji jakiegoś koszulkowego zamówienia w Gryfnie. Nie sądziłam, że Ono zapała do niej taką sympatią! Dobór słów dokonany został chyba dość przypadkowo, ale to nie ma znaczenia przy niemowlęciu, które i tak słucha, jeszcze nie powtarza. Mojemu dziecku wystarcza, że przewracam strony, patrzy jak oczarowane. Najbardziej lubi beboka i widoczną na zdjęciu oberibę. Plus za ilustracje i fonty, są bardzo miłe nawet dla dorosłego oka.


Mniam!

Książka o… łańcuchu pokarmowym. Z dziurami, w których widać – warstwa po warstwie – zjadające się zwierzęta. Makabra, nie? Twórcy zdecydowanie powinni zmienić dilera. Dziecku to jednak nie przeszkadza, ten tytuł jest bardzo lubiany. Przez dziury można przerzucać piłeczki albo przekładać palec, co nieodmiennie fascynuje.

W tym stylu także: Hector Dexet „Kto zjadł biedronkę?”, Herve Tullet „Książka z dziurą”, Benedicte Guettier „W dżungli”, Eric Carle „Bardzo głodna gąsienica”.


Księga dźwięków

Mam wrażenie, że wszyscy mają i polecają tę książkę, a ja kompletnie nie wiem, co sprawia, że jest takim hitem. Rysunki nie robią szału, a niektóre (prosiaczek!) są wręcz paskudne. Dobór przedmiotów jest wręcz kuriozalny (kot, pies… duch, petarda, butelka i pistolet!). Dodatkowo książka jest klejona, nie szyta, więc bardzo szybko się rozwala. Mimo to Ono uwielbia przewracać kolejne strony i słuchać, jak wspinam się na wyżyny sztuki aktorskiej przy kolejnych onomatopejach. Z kolei On lubi zmieniać teksty: w jego wersji tata zazwyczaj robi „szlag mnie trafi!”.

W tym stylu: seria „OnoMaTo” wyd. Olesiejuk.
Tej autorki także „Minibiblia w obrazkach”, ciekawy prezent na chrzciny.


Własny kolor

Narysowana i napisana w latach 70. Urocze ilustracje w pięknym stylu. Sama historia, choć dość rozwlekła i napisana skomplikowanym dla maluszka językiem, należy do moich ulubionych. Myślę, że długo jeszcze z nami zostanie, chętnie też sięgnę po inne tytuły tego autora.

W tym stylu: Leo Lionni „Mały żółty i mały niebieski”, Eric Carle „Biedronka”, seria Herve Tulleta o Turlututu.


Pan Łasuch Miś

Nowość ze stycznia tego roku. Zabawny, rymowany tekst w formie komiksowej, a do tego bardzo ładna, momentami nieco oniryczna grafika. Mam nadzieję, że autor szykuje kolejne części cyklu (druga, czyli „Pani detektyw Sowa”, już do nas frunie), bo jestem tą książką zachwycona. Ono też.

W tym stylu: Paweł Mildner „Ciekawe, co myśli o tym królowa”,  Aleksandra Woldańska-Płocińska „Pierwsze urodziny prosiaczka”.


A jakie książki najbardziej lubią Wasze dzieci?