Z lekkim poślizgiem, w chiński Nowy Rok, publikuję moje niby-podsumowanie minionego roku. Zabrałam się do tego trochę inaczej niż zwykle. Prezentuję Wam zbiór przypadkowych myśli, wniosków i lekcji, jakie dało mi minione 12 miesięcy.


Rzeczy dzielą się na takie, które da się zaplanować i takie, które trzeba zaakceptować. Tyczy się to zarówno kwestii ważnych (stanu własnego zdrowia czy płci dziecka), ale i zupełnych drobiazgów, takich jak to, czy w sklepie będą akurat mieli bataty.


Jeśli nie lubisz, kiedy robi Ci się zdjęcia, to znaczy, że nie spotkałaś jeszcze dobrego fotografa. Ja spotkałam, nawet trzech: Kasię Włoch  z Pi Razy Oko (na której zdjęciach zawsze wyglądam zachwycająco, nawet jeśli mam gabaryty foki) oraz Olę i Łukasza z Pixelheart (którzy mają cudowne podejście do ludzi, co widać na ich zdjęciach).


Bycie mamą jest superłatwe. To, co jest trudne, to bycie mamą i pozostanie przy tym człowiekiem.


Wiele z nas waha się przed ślubem, obawiając się, czy wybranek na pewno będzie dobrym mężem. O tym wahaniu pisze się książki i kręci filmy. Tymczasem to, co powinno nas zmuszać do znacznie większego zastanowienia, to pytanie, czy na pewno fundujemy naszym dzieciom ojca, który nadaje się do tej roli.


Mamtowdupizm powinni rozdawać na porodówkach. Byłybyśmy wszystkie znacznie szczęśliwsze i bardziej spełnione w macierzyństwie, gdybyśmy potrafiły wrzucić na luz.


Jeśli robisz kilka rzeczy naraz, to nie robisz tak naprawdę nic. Banalna prawda. Multitasking jest przereklamowany.


Gdyby cierpliwość była ropą, zostałabym szejkiem naftowym.


Większość ludzi wypełnia sobie życie przedmiotami, przez co nie ma miejsca na to, co naprawdę się liczy.


Bycie „tu i teraz” jest dużo łatwiejsze, jeśli nie masz kilometrowej listy zadań i przytłaczającej liczby rzeczy do załatwienia. W takie dni się po prostu zdarza, jest jak zobaczenie stadka saren na niekończącym się polu, przez które jedzie Twój pociąg.


Dawniej przerażało mnie mnóstwo rzeczy: występy publiczne, rozmowy o pracę, kurs prawa jazdy, poród, oddanie książek do biblioteki po terminie, rozmowa przez telefon z kimś, kogo nie znam. Nadal mnie to przeraża, ale już mniej, bo skoro zdołałam wyhodować w sobie człowieka i nawet go wykarmić, to nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.


Bycie pięknym człowiekiem z idealnym ciałem nie sprawia, że będzie się miało świetne życie. Więc szkoda czasu na marzenia o wyglądaniu inaczej czy na poprawianie tego, co w naszym mniemaniu niedoskonałe. Nie będę szczęśliwa, kiedy będę piękna. To działa zupełnie w drugą stronę: będę piękna, kiedy będę szczęśliwa. (Tak, 32 lata zajęło mi dojście do tego wniosku).


Wszystkiego nowego na dobry rok!

Takie życzenia usłyszałam od kolegi z pracy. Niby pomyłka, ale jednocześnie bardzo trafione zdanie. Życzę więc sobie:

  • Dużo nowego do czytania.
    Bo w zeszłym roku udało mi się przeczytać tylko 24 książki. Pamiętam, jak inne mamy przekonywały mnie, że przy małym dziecku jest tyyyle czasu na czytanie! Najwyraźniej mam w domu jakiś wyjątek.
  • Nowego zdrowia.
    Bo to, które miałam dotąd, trochę się popsuło i chciałabym jakiś nowszy model z przedłużoną gwarancją.
  • Nowego podejścia do życia.
    Już właściwie je mam (zadziałało u mnie to słynne „dziecko zmienia wszystko”), ale bardzo chciałabym, żeby takie zostało.
  • Nowego hobby.
    Z którego chciałabym z czasem zrobić swoją drugą pracę. W sumie hobby już jest, tylko trochę brakuje mi czasu na jego rozwijanie.
  • Realizacji nowego celu, który sobie z Nim postawiliśmy.
    To duża rzecz i na pewno nie zdążymy jej osiągnąć w 2017, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?

No, to tyle. A jak tam Wasze plany na 2017? Jeśli je gdzieś spisałyście, to podrzućcie link w komentarzu.