Wyjście tylko we dwoje.
Długie spojrzenia w oczy.
To uczucie, kiedy wiesz, że ktoś czyta Ci w myślach.
– Uwielbiam początek jesieni – powiedziałam.
– Ggga łe łe! – powiedziało Ono.

Nowa era

Dawniej, kiedy mówiłam, że będziemy robić coś tylko we dwoje, to zazwyczaj oznaczało Jego, mnie, fajny film i dobre jedzenie. Teraz rozumiem, dlaczego punktem granicznym „naszej ery” były narodziny Jezusa. W naszym świecie nową erę wyznaczył 15 kwietnia. Wtedy Ono znalazło się po jasnej stronie brzucha, a z naszego duetu On+ja zrobił się tercet. Nieco egzotyczny, biorąc pod uwagę fakt, że Ono zachowuje się niekiedy jak istota z zupełnie innej planety.

Kosmita też człowiek

Z okruszka, którego egzystencja ograniczała się do trzech S (ssanie, spanie i… sssużywanie pieluch), wyrasta nam z każdym dniem bardziej charakterna istotka. Ma swoje ulubione zabawki i ma rzeczy, których nie cierpi ponad wszystko. Żuje własne skarpetki i złości się, kiedy chcąc podpełznąć do zabawki, odsuwa się od niej. Uśmiecha się do nas i do żółtej, dmuchanej kaczuszki. Obserwowanie tych zmian jest jak najlepszy film przyrodniczy. Brakuje tylko komentarza Krystyny Czubówny.

Niemożliwy koktajl

Ostatnio usłyszałam, że czasem opisuję moje życie tak, jakbym dokonywała rzeczy niemożliwych. Zadumałam się nad tym określeniem – głównie dlatego, że wydało mi się tak bardzo prawdziwe… a jednocześnie zupełnie nie! Pisałam już wcześniej o tym koktajlu ambiwalentnych emocji. Wciąż go popijam, każdego dnia. Cały ten czas, jaki dotąd spędziłam z Ono, wydaje mi się zarazem najtrudniejszym i najłatwiejszym z zadań, z jakimi miałam w życiu do czynienia.

Najtrudniejsze

Bo ciężko porozumieć się z kimś, kto nie mówi, a rodzaje płaczu nie zawsze tak łatwo odczytać. Bo moja doba jest wciąż taka sama, a muszę w niej upchnąć sporo więcej. Bo czasem marzę o tym, żeby zajrzeli do mnie mormoni albo świadkowie Jehowy, żebym tylko mogła porozmawiać z kimś dorosłym. Bo sen powinien być jak maraton filmowy: całonocny i nieprzerwany, a nie jak serial „Sherlock”: w długo wyczekiwanych odcinkach. Bo jako introwertyk potrzebuję od czasu do czasu pobyć sama ze sobą, a to stoi w jawnej sprzeczności z oczekiwaniami mojego dziecka.

Bycie mamą to łatwizna

Przy tych wszystkich trudnościach zaskakujący jest dla mnie fakt, jak łatwo mi to wszystko przychodzi. Bądź co bądź, macierzyństwo jest chyba najbardziej naturalne z tego, co dotąd robiłam. Moje ciało przez całe 38 tygodni ciąży przygotowywało się do tego, żebym miała siłę zajmować się tym małym przedłużeniem gatunku. Teraz ciężko pracuje, by mi to ułatwić: produkuje mleko i ogromne ilości hormonów, dzięki którym moje zasoby cierpliwości są niewyczerpane, częste nocne pobudki okazują się do zniesienia, a spacer farmera z 25 kg wózka, dziecka i zakupów wydaje się nawet wykonalny. I chociaż czasem mam ochotę uciec od Ono na Madagaskar, to zdecydowanie więcej jest momentów, w których cieszę się jak głupia z mojego fajnego, turkusowego życia.

Przecież sama chciałam

Ba, marzyłam o tym! I czerpię ogromną radość z tego, że spędzam dnie na pozornie bezsensownych czynnościach: karmieniu, przewijaniu, machaniu grzechotką, śpiewaniu naprędce układanych piosenek i pchaniu wózka przez kilometry osiedlowych alejek. Te chwile we dwoje czy we troje są przecież niepowtarzalne i dlatego je celebruję. Dawne życie wydaje mi się czymś kompletnie nierealnym i takim zupełnie pustym, bez jasnego celu. Wkrótce czeka mnie powrót do pracy i przypuszczam, że będę miała do niej zupełnie inne podejście niż dotąd. Bo pisanie tekstów do newsletterów i wymyślanie haseł reklamujących kawiarnie to fajna sprawa, ale czy może się równać z czynnym udziałem w tworzeniu człowieka?

Bez powrotu

Ostatnio jedna z moich dzieciowych aplikacji wyskoczyła mi z tekstem sugerującym, że jeśli czuję się znużona zajmowaniem się dzieckiem, to najwyższa pora, żeby wyjść z domu i spędzić czas jak dawniej. Parsknęłam śmiechem. Przecież nigdy nie będzie jak dawniej! Już zawsze będę myśleć o Ono, wychodząc z domu. Zastanawiać się, czy płacze, czy za mną tęskni, czy ma dobrą opiekę i czy się nie rozkopało przez sen. Każde wyjście oznaczać będzie zerkanie na telefon w obawie, że odezwie się alarmującym „wracaj szybko”. Pobudki na karmienie zostaną zastąpione przez pobudki na „pod moim łóżkiem jest potwór”, „mam jutro klasówkę z matmy i nic nie umiem” i „idę na imprezę, wrócę późno”.

Od bycia rodzicem nie można wziąć urlopu na żądanie.
Ale to dobrze.
Bo ja wcale tego nie chcę.


FOTO: KASIA | PI RAZY OKO