Kiedy to się stało pierwszy raz? Nie pamiętam. Może z okazji pierwszej szóstki w szkolnej karierze? Albo wygranej w loterii na festynie? A może wtedy, kiedy zostałam starszą siostrą?

Kiedy ktoś odnosi sukces, wypada mu pogratulować. Więc gratulujemy. Uczniom dobrych świadectw, sportowcom dobrych czasów, dużej liczby goli czy punktów w rozgrywkach, kolegom z pracy awansów czy podwyżek. Często kupna samochodu lub mieszkania albo założenia firmy. Bywa, że wygranej w totolotka czy w kasynie. W tych gratulacjach jest mniej lub bardziej szczery podziw, dobre życzenia na przyszłość, czasem odrobina zazdrości.

Z pąwiąsząwaniem urorurodziurodzin

Są też gratulacje innego rodzaju, te poprzedzające życzenia „wszystkiego dobrego”. Słyszą je solenizanci z okazji imienin, jubilaci z okazji urodzin, narzeczeni z okazji zaręczyn i małżonkowie z okazji ślubu. A także rodzice z okazji ciąży czy narodzin dziecka. I dziadkowie, i świeżo upieczone starsze rodzeństwo, chociaż żadna ich w tym zasługa, że na świat przyszedł nowy członek rodziny.

Pustosłowie

Pod koniec podstawówki, w ósmej klasie, moja szkoła przygotowała tzw. listy gratulacyjne dla rodziców. Mieli je dostać ci, których dzieci skończyły szkołę z wyróżnieniem. Tak, właśnie. To mama i tata odbierali gratulacje za mój ciężko wypracowany pasek na świadectwie. Ja dostałam tomik poezji z dedykacją.

Głupio to jest urządzone, że to samo słowo słyszy i ktoś, kto włożył w swój sukces ogromny wysiłek, i szczęściarz, któremu dobre wydarzenie spadło z nieba. Bo właściwie czego gratulujemy nowożeńcom? Że nie pozabijali się w ferworze organizacji ślubu? Albo mężczyźnie, który właśnie dowiedział się, że zostanie ojcem? Cierpliwego czekania na wynik testu ciążowego? Nie mówiąc już o laureatach loterii czy innych konkursów. Brawo, człowieku, że tak idealnie wybrałeś moment na wysłanie SMS-a, gratulacje, wygrałeś lodówkę i roczny zapas majonezu!

Wrodzone supermoce

Ostatecznie na łopatki rozłożyły mnie wyrazy uznania, które odbiera On. Za dzielność. Można by pomyśleć, że uratował staruszkę z pożaru albo obronił grupę przedszkolaków przed atakiem tygrysa. Nic z tych rzeczy! Po prostu zdecydował, że przejmie część mojego urlopu i zostanie na pół roku pełnoetatowym tatą.

Trochę dziwnie się czuję, kiedy ktoś w mojej obecności rozpływa się nad Jego decyzją – wszak identyczną podjęłam sama, kiedy pojawiło się Ono. Ba, większość matek w Polsce bierze rok urlopu macierzyńskiego i na rok wypisuje się z zawodowego życia, poświęcając cały swój czas wychowaniu dziecka. Najwyraźniej mamy jakieś supermoce, które sprawiają, że nie trzeba nam tej oczywistości gratulować.

Chwalą nas – wy mnie, a ja was

Więc ja pogratuluję sobie i Wam wszystkim, drogie mamy! Zachowywania zimnej krwi, kiedy Wasze dzieci kolkują, ząbkują i chorują. Kreatywności podczas usypiania. Logistyki i mistrzowskiego zorganizowania przy każdym wyjściu z domu. Wytrzymałości na ból i zmęczenie. Cierpliwości do odpowiadania na wszystkie „a czemu?”. Pozostawania sobą wśród pieluch.

Gratulacje.
Najszczersze na świecie.
Bo z tej samej strony barykady.