Róże, puby i wiewiórki. Myśloteka z Londynu

20 zdjęć i 700 słów o naszym wypadzie do Londynu.


Moja relacja z Londynem przypomina długoletni związek na odległość. Znamy się dobrze. Wiemy, czego się po sobie nawzajem spodziewać. Uwielbiamy w sobie pewne cechy, a te nielubiane dyplomatycznie ignorujemy. Wciąż możemy się nawzajem zaskakiwać. Są lekkie motylki, zakochanie, rumieniec i szybkie bicie serca. Jednak nie ma między nami (jeszcze) tak bliskiej relacji, jaka tworzy się, kiedy z kimś mieszkasz.


Jestem prostą dziewczyną i mam proste marzenia. Na przykład takie, żeby mieszkać kiedyś w takim miejscu, żebym mogła wyjść rano na spacer, kupić dobrą kawę na wynos i wypić ją, rzucając psu patyk i zbierając z dzieckiem kasztany. Nic nie poradzę, że w mojej głowie scenerią tego marzenia nie może być Polska. Tu nie ma takich parków.


Ciekawa jestem, czy gdyby u nas muzea były za darmo, ludzie odwiedzaliby je częściej. A może to kwestia atrakcyjności ekspozycji?


Nie dziwię się, że mapa londyńskiego metra znajduje się w Muzeum Designu. Jest mistrzowska. Londyn był trzecim w moim życiu miastem, w którym korzystałam z metra (wcześniej był Hanower, ale to w dzieciństwie, drugim Kijów, gdzie wtedy były aż trzy linie). Nie miałam najmniejszych problemów z odnalezieniem się.


Czy gdyby Szekspir wiedział, ze londyńska karta miejska nazywa się Oyster, to byłby dumny, czy raczej oburzony? Oraz: gdyby chcieć stworzyć analogiczną nazwę dla warszawskiej karty, to jak powinna ona brzmieć?


Są dwie rzeczy, które zastanawiają mnie w codziennym życiu w Wielkiej Brytanii. Jedna to kwestia osobnych kurków na zimną i gorącą wodę. Druga to traktowanie chipsów jako normalnej przekąski, którą można dać roczniakowi w wózku na lunch. Albo zagryźć nimi eko-kanapkę i organiczne smoothie.


Nauka small talku jest dla mnie, jako introwertyka, wędrówką przez bardzo zarośniętą dżunglę. Z tępą maczetą. W betonowych butach.


Nieodmiennie niebywałym szokiem za granicą jest dla mnie to, że może istnieć miasto bez kostki brukowej.


2 lata temu pisałam o londyńskich pubach. Odwiedzenie kilku z nich z dzieckiem było ciekawym doświadczeniem. Zaskakująco ciekawym. Także dla Ono.


A propos, jeśli interesują Was atrakcje dla małych dzieci w Londynie… Muzeum Historii Naturalnej i odwiedzanie dinozaurów jest spoko w każdym wieku. A potem dowolny park i bieganie za wiewiórkami. To w wersji bardzo slow.


Jemy śniadanie i lecimy w miasto.

Kiedy rozum śpi, budzą się demony. Kiedy Ono śpi, budzi się chęć do robienia zdjęć. Tu przed Museum of the Home – świetne miejsce!

Regent’s Park. Za każdym razem tam chodzimy, bo ogród różany jest przepiękny, nawet jesienią, kiedy róże prawie przekwitają.

Wciąż wierzę, że kiedyś będzie mi dany relaks na tych leżakach. Z książką i lunchem.

Mieszkaliśmy na Hammersmith. Bardzo przyjemna dzielnica.

Wnętrze teatru The Globe. Od dawna chciałam się tam wybrać na jakiś spektakl i tym razem się udało. Odświeżyłam sobie „Wiele hałasu o nic”.

Spacerując po bulwarach wzdłuż Tamizy, mijaliśmy takie garaże na kajaki. To ma jakąś nazwę? Czy to w ogóle są kajaki?!

I have that thing with doors.

Idąc na metro, minęłam swój portret.

Sceneria jak z baśni, a to Holland Park, na który trafiliśmy przypadkiem.

Gdyby nie ci wszyscy ludzie wokół, miałabym wrażenie, że znalazłam się w filmie Cuarona.

Nowa siedziba Design Museum robi ogromne wrażenie, także pod względem architektonicznym. A przy okazji dowiedziałam się, jak powstaje wyciskacz do cytrusów Juicy Salif z Alessi.

Ściana przedmiotów, które według ich posiadaczy są w jakiś sposób „designerskie”. Jak wiele znaczeń może mieć jedno słowo.

Szklarnia w ogrodzie Museum of the Home. Oprócz pokoi z różnych epok, muzeum udostępnia miniogrody, urządzone w różnych stylach.

Chyba nie dałabym rady jeździć po Londynie na rowerze (w ruchu lewostronnym, nawet jako piesza, czuję się jak Alicja po drugiej stronie lustra).

Czy to właśnie jest ten cały „London look”?

2 lata temu zrobiłam zdjęcie tej biblioteki przez szybę. Tym razem mogłam do niej wejść, a w środku znalazłam wystawę o designie. A to wszystko, kiedy zabłądziłam w V&A, szukając toalety z przewijakiem!

A takie coś wybudowali przed V&A.

Zewnętrzna część wystawy „Sklejka. Materiał współczesnego świata”: przeciwwiatrowe namiociki dla kanadyjskich łyżwiarzy. Ono bardzo się tam spodobało, szczególnie że obok była mała kałuża, w którą dało się przewrócić.


Dobrnęłaś do końca? To napisz mi, które zdjęcie najbardziej Ci się spodobało! Chyba że znasz odpowiedź na któreś z pytań z wpisu.

By

Posted in

12 odpowiedzi

  1. Awatar Agnieszka Załączkowska
    Agnieszka Załączkowska

    Cegła i winorośl pięciolistna (bądź bluszcz) to zdecydowanie piękne połączenie. Uważam, że świat zasługuje na jak największą ilość cegły i winorośli. I ładnych drzwi i okien.

    1. Zgadzam się! Szczególnie jesienią <3

  2. Awatar anwen
    anwen

    Zdecydowanie to z Tobą 🙂 i może jeszcze to z portretem, ale będę się upierac, że to jednak mój :p a co do tej dżungli to ja też jestem team tępa maczeta i betonowe buty. Mój mąż jest za to królem small talk, ale w jego zawodzie to podstawa.

    1. Dziękuję <3 To portret zbiorowy chyba 😀

      Mnie w small talku blokuje zadawanie pytań. Bo ja pytam o różne rzeczy, kiedy mnie coś interesuje. A tak szczerze, to mam głęboko, skąd ktoś przyjechał czy jak będzie spędzać dzień, albo ile lat ma jego dziecko czy jaki zawód wykonuje. W ogóle inni ludzie mnie chyba mało obchodzą, i stąd problem 😛 Muszę się nauczyć choćby stwarzać pozory zainteresowania sprawami innych, bo mam wrażenie, że to jest podstawa 😉

      Nota bene, wciąż mam w głowie sytuację z początku studiów – dziewczyna z mojej grupy, pitu pitu na zasadzie "skąd jesteś". Pada pytanie, kim są moi rodzice, czy górnikami (bo Śląsk). Odpowiadam, decyduję się odbić piłeczkę i spytać o to samo, a dziewczyna odpowiada, że ojciec był alkoholikiem i odszedł, a matka miesiąc temu zmarła na nowotwór. I koniec small talku, bo mi mowę odjęło… Zadawanie pytań jest ryzykowne.

      1. Awatar anwen
        anwen

        moje piaskownicowe small talk kończyło się zwykle na pytaniu 'ile ma lat?’ 😉 bo potem już po prostu bałam się pytać. Ja mam dodatkowo ten problem, że u mnie w domu z zasady zadaje się mało pytań, bo 'nie wypada’ albo 'może ktoś uzna to za zbyt osobiste’. Nawet moja własna siostra nie raz w ten sposób mnie zbywała :/ Nie mówiąc już, że właśnie boję się zadać niewłaściwie pytanie, by nie usłyszeć takiej odpowiedzi jak ta Twoja ze studiów 🙁 serio miałabym chyba traumę już na zawsze

        1. Mam tak samo! Uczyli mnie, że to niegrzeczne i świadczy o wścibstwie. Więc teraz trzeba się nauczyć rozmawiać na tematy lekkie 🙂

  3. Wychodzi na to, że też jestem prostą dziewczyną i też mam proste marzenia. Chociaż moje marzenia lubią się zmieniać. Tak to własnie stało się, że zaczęłam marzyć o mieszkaniu w centrum miasta, a kawiarnię mieć tuż pod kamienicą (bo jak mieszkać w centrum miasta, to wiadomo, że w kamienicy, nie? :D).
    A zdjęcie najbardziej podoba mi się z Ono w sklejce. Jest takie nowoczesne i ma to coś (:

    1. O kamienicy też marzę 🙂 Mieszkanie musi mieć duszę 😉
      Ta sklejka to było idealne miejsce do focenia <3

  4. To łodzie, takie do wioślarstwa. Kajak można poznać po tym, że wiosło ma 2 pióra (zasadniczy element rozgarniający wodę) na jednym trzonku. W wioślarstwie jedno wiosło ma jedno pióro (i czasem wioślarze mają po jednym a czasem po 2 wiosła).

    1. Dziękuję! 🙂 Rzeczywiście, mechanizm wiosłowania w kajaku wygląda inaczej niż w tych łodziach 🙂 Zatem skoro łodzie, to ten garaż to… dok? 🙂

  5. Sama chciałam mieszkać w Anglii baaaardzo, teraz mam podobne myśli o Islandii tylko nie o Polsce, bo Polska nie oferuje mi tego co chciałabym w życiu mieć.

    1. The grass is always greener… 😉 A czemu zrezygnowałaś z Anglii? Na Islandii nie byłam, jeszcze nie miałam okazji się zakochać 😀 W sumie z Krakowa wypędza mnie głównie brak zieleni i kiepskie powietrze, a to się może wkrótce zmienić…

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia + 14 =