12 myśli o chustonoszeniu.

#1 Świat stoi otworem

Dziecko w wózku zamyka wiele drzwi. Począwszy od tych wejściowych, jeśli mieszkasz w bloku bez windy (a nawet te windowe mają czasem schody na półpiętro…), poprzez sklepowe i tramwajowe, skończywszy na urzędach, przychodniach, szkołach i uczelniach, bibliotekach i restauracjach. Nawet jeśli uda Ci się gdzieś wjechać, to nie zawsze oznacza, że zdołasz manewrować wózkiem, bo nasza rzeczywistość nie jest przystosowana do pojazdów o szerokości co najmniej 50 cm. Więc dziecko w wózku zamyka wiele drzwi. A dziecko w chuście – otwiera.


#2 Reakcje na chustę

Ludzie na chustę reagują trojako. Jedni są zaskoczeni lub się dziwią: „ojej, to jest dziecko?”, „myślałam, że nosi tam pani lalkę”, „pacz pani, jakie to teraz wynalazki wymyślajo”. Drudzy otwarcie wyrażają zachwyt: „jak grzecznie siedzi!”, „co pani robi, że dziecko takie spokojne, mój wnuk w podobnym wieku już by dawno płakał!”, „jak pani pięknie wygląda z tym dzieckiem, i w dodatku ręce wolne!”. Ostatnia grupa to osoby żywo zainteresowane: zarówno komfortem dziecka: „a nie udusi się?”, „a nie zmarznie/nie zgrzeje się?”, „a wygodnie mu tak?” oraz nieśmiertelne „gdzie to dziecko ma czapeczkę?!” (moje ma wszelkie nakrycia głowy w… głębokim poważaniu, żeby nie powiedzieć dosadniej), jak i komfortem moim: „a nie ciężko pani?”, tudzież zakupem: „a skąd się takie rzeczy bierze?” czy też „o, chusta/nosidło, a co to za firma/wzór?”. Spotkałam też jedną panią, która powiedziała mi, że jej prababcia sześcioro dzieci nosiła w takiej chuście, bo mąż był na wojnie, więc musiała sama pracować w gospodarstwie i ogarniać potomstwo.


#3 Historia noszenia

Są ludzie, którzy twierdzą, że chusty to nowomodny wymysł i że nie ma to jak stary, dobry wózek. Jak się okazuje, jest wręcz odwrotnie. Wózki dziecięce to standard tak mniej więcej od 100 lat. Dopiero! W większości kultur tradycyjnych dzieci były i są noszone w różnego rodzaju chustach, zapaskach, szmatach, nosidełkach i innych sprzętach tego typu. W dawnej Polsce chusta do noszenia dziecka nosiła nazwę chycki/hycki lub chajtki.


– Przepraszam panią, głupio mi tak pytać, nie wiem, co sobie pani o mnie pomyśli, ale… Jak TO się nazywa?

Poczułam się zdezorientowana. Pytanie mogło dotyczyć Ono. Albo cebuli, którą właśnie pakowałam do torby na zakupy. Prawdziwy powód nie przyszedł mi do głowy.
– Pyta pani o…
– O chustę! Piękność! Znaczy, maleństwo też! Ale chusta! Piękność!


#4 Zamiast czy oprócz wózka?

Zresztą, mówienie o chuście jako o czymś, co zastępuje wózek, jest równie zasadne, jak twierdzenie, że nie trzeba kupować kapci, skoro ma się auto. Jeszcze nie widziałam wózka, który umożliwiłby zrobienie obiadu i jednoczesne noszenie ząbkującego demona. Jeszcze nie widziałam chusty, do której zapakujesz cały spacerowy majdan, w tym rowerek biegowy. Ale DSR (dzieci są różne). Jedne spokojnie siedzą w wózku, inne okazują się nieodkładalne i domagają się noszenia. Według mnie, nie ma sensu traktować dziecka jak dzikiego zwierzęcia w cyrku. Próby walki, poskromienia, złamania czy innych siłowych rozwiązań lepiej zamienić na podążanie za potrzebami malucha. Nasz egzemplarz ma zmienne preferencje, więc żonglujemy z Nim wózkiem, nosidłem i chustą. Nam z tym dobrze. Dziecku z tym dobrze. I chyba o to chodzi.


#5 Kiedy dziecko nie lubi być noszone

Jeśli dziecko protestuje w chuście, to my od razu myślimy: nie lubi. A to niekoniecznie musi to oznaczać. Maluch może być głodny lub senny, może być mu za gorąco (chusta to jedna warstwa, więc zastępuje kurtkę, śpiworek, kombinezon lub kocyk, a w upały można spokojnie nosić dziecko ubrane tylko w pieluszkę). Może jak sejsmograf wyczuwać nerwowość rodzica, który się spieszy, denerwuje albo obawia się, że dziecko wypadnie z chusty podczas wiązania. Może mieć zwiększone napięcie mięśniowe lub nadwrażliwość sensoryczną, które powodują dyskomfort w konkretnej pozycji i ciasnym otuleniu. Wreszcie, może mieć zwyczajny weltschmerz, czyli ból istnienia – ja tym terminem określam każde jęki o nieokreślonej przyczynie, zły humor i inne takie.


#6 Chustozwiązki

Z chustami jest jak z mężczyznami. Ten pierwszy, jaki by nie był, zawsze pozostanie ważny. Może tak wpłynąć na Ciebie, że cały czas będziesz do niego wracać. W niektórych zakochujesz się od pierwszego wejrzenia. Z innymi musisz się bliżej poznać i poprzytulać, żeby zaiskrzyło. Czasem, mimo wielkiej sympatii, nie ma między wami chemii. A niektórzy to w ogóle nie są chustowi i wolą nosidła. Albo używają raz tego, raz tego,w zależności od potrzeby (jak my).

Ono: Miau!
Pani w warzywniaku: O Jezusie Nazareński! To żyje!
Ja: Eee…
PWW: Ja to myślałam, że pani lalkę tam nosi!

#7 Biedna kobieta z Afryki

Usłyszałam ostatnio, że z chustą wyglądam jak biedna kobieta z Afryki, której nie stać na wózek. Fakt, że nawet moja najdroższa chusta kosztuje mniej niż tania parasolka. Ale są wózki za dwie stówy, są i chusty za dwa tysiące. Nie jest to kwestia finansów. Chusta/nosidło to narzędzie, tak jak wózek, leżaczek i inne sprzęty okołodzieciowe. Ty decydujesz, które się przydadzą Tobie i dziecku.


#8 Chustoświrka

To mama, która ma więcej chust niż potrzebuje, i ciągle kupuje nowe. Bo zaczyna się zawsze od jednej, takiej zwykłej, na kangurka dla noworodka. Potem kupuje się drugą, dłuższą, na kieszonkę, bo tamta za krótka. Później jakąś grubszą albo z domieszkami, bo dziecko coraz cięższe. No i kółkową na szybkie akcje. I jeszcze jakieś stonowane kolory, żeby nosił tata, i coś cienkiego na lato, i coś ciepłego na zimę… W stosie jest już siedem chust, jeśli nie byłaś rozsądna z zakupami. A ile ja mam? Dorobiłam się pięciu, kiedy zaczęłam sprzedawać. I nosidła, w którym nosi On i ja z braku laku.


#9 Alternatywa dla chusty

No właśnie, nosidło. Z jakiegoś powodu jest uznawane przez znanych mi ojców za „męską” alternatywę dla chusty. Nasza Tula jest fioletowa w ptaszki i gdybym miała wybierać, to powiedziałabym, że raczej szare chusty będą Jego faworytami. A tu niespodzianka. Nosidło wygrywa szybkością zakładania.


#10 Podnietki estetki

Niektóre wózki są bardzo ładne, ale żaden mnie nie zachwyca tak totalnie i zupełnie, że biere tu i teraz, prosz zapakować. Inaczej mam z chustami. Nawet taki najprostszy pasiak zazwyczaj mi się podoba, szczególnie w akcji, po zamotaniu. A niektóre wzory wywołują wręcz zachwyt.


#11 Potrzebna cała wioska. I chusta

Wiecie, dlaczego zaczęłam nosić? Nie, bo moda. Nie, bo estetyka. Nawet nie, bo rodzicielstwo bliskości. Zaczęłam w jeden z tych dni, kiedy moje dziecko odkryło, że ma żyroskop. I okopało się w jedynej słusznej (w swoim mniemaniu) pozycji: wtulone w moją, odzianą w piżamę, klatkę piersiową. Kiedy próbowałam odłożyć, choćby na moment, Ono zaczynało wielki test siły swoich płuc i mojej cierpliwości, płacząc tak rozdzierająco, jak gdyby pozostawiono je nie na przewijaku, ale na środku sawanny, na pożarcie tygrysom szablozębnym. Zamotałam, żeby móc zjeść śniadanie, używając do tego obu rąk. A potem – wciąż z dzieckiem w chuście – ogarnęłam mieszkanie i wyszłam na zakupy do małego warzywniaka, w którym wózek się nie mieści.


#12 Takie czasy

Małe dzieci przychodzą na świat bez świadomości, że jest XXI wiek. Nie wiedzą, że łóżeczko ma atesty bezpieczeństwa i że mama je widzi na ekranie elektronicznej niani. Kiedy niemowlak płacze, robi to w pełnym przekonaniu, że oto opuściło go jego plemię. Plemię, bez którego bliskości nie ma szans na przeżycie. A my, dorośli, jesteśmy zaprogramowani tak, że ten płacz wywołuje w nas ogromny stres i dyskomfort. Ja mam wrażenie, że wyłącza mi się mózg, kiedy słyszę, jak dziecko płacze. Nawet czyjeś.


Żadna lista wyprawkowa nie zawiera pozycji „wioska”, a to podobno niezbędne, żeby wychować dziecko. Ale zamiast wracać do korzeni, przeprowadzać się do teściów czy zatrudniać nianię, możesz spróbować po prostu kupić chustę i nauczyć się ją wiązać. Dasz radę. Warto.


Mnie chusta wiele razy uratowała dzień.
Może Tobie też pomoże?