Styczeń bez zakupów: tydzień drugi i nie tylko

Drugi tydzień wyzwania zaczął się dobrze, ale później… Oj, zaszalałam.

Publikuję zbiorczo relację z dwóch tygodni, bo w pierwszym szło mi naprawdę świetnie. On zrobił zakupy na cały tydzień według mojej listy, a obiady zaplanowały się praktycznie same.

Nic nie zapowiadało katastrofy.

Bo o ile nie mam problemu z powiedzeniem sobie „dość”, z sukcesywnym okrajaniem mojej garderoby do zgrabnej, mieszczącej się w jednej walizce pigułki i z kupowaniem w Ikei tylko tego, po co tam jadę (i klopsików, ale to jeden z celów jeżdżenia do Ikei, nes pa?), to jestem całkowicie nieodporna na pułapki działu dziecięcego.

Więc wpadłam jak śliwka w kompot.

Po tym, jak Ono znowu lamentowało nad wodą wlewającą się do oczu podczas mycia głowy, trafiłam na Allegro, gdzie kupiłam kubek specjalnie do tego celu (serio, jest coś takiego). Na jeden wieczór trafiłam na dział Baby na Aliexpress, przebiegłam przez Endo, sklep z europejskimi zabawkami, trochę stron z ciuchami i rzeczami do domu, daWandę, Pakamerę, po czym wylądowałam twardo: w księgarni internetowej. Tyle mojego, że wyszłam z tych bojów zwycięsko (klikając maniakalnie przycisk Pin It zamiast Dodaj do koszyka), wzbogacając nasz stan posiadania jedynie o paczkę dziecięcych książeczek.

Dziś rano, idąc do pracy, kupiłam jeszcze nowe rajstopy, bo te, które miałam na sobie, zachowywały się wyjątkowo złośliwie, z każdym krokiem próbując wyemigrować do San Escobar. Nawet bym im na to pozwoliła, gdyby nie fakt, że chciały zabrać ze sobą moją bieliznę. Więc wymieniłam je na lepszy model.

Plus nowe okulary. To wpisuję w rubrykę „wydatki konieczne”, bo ostatnio widziałam gorzej i pobolewała mnie głowa, co stanowiło oczywisty sygnał, że obecne szkła mam za słabe.

Wyszło tak pół na pół.

Nie rzuciłam się w wir zakupowego szaleństwa i można powiedzieć, że wszystko, co kupiłam, było tak naprawdę potrzebne. Ale też złamałam zasady, spędzając ponad godzinę na przeglądaniu sklepów internetowych. I co z tego, że głównie dla Ono.

Przede mną jeszcze ponad 1/3 wyzwania.

Oprócz Oli, której idzie znacznie lepiej niż mnie (trochę mi wstyd) dołączyły jeszcze Daria i Pat. Mam nadzieję, że teraz uda mi się trzymać zasad, które sama ustaliłam, i trochę wyluzować z myśleniem o kupowaniu. Mam parę pomysłów na aktywności, które mi w tym pomogą. Napiszę Wam o tym za tydzień.


Macie jakieś triki na to, żeby nie „chodzić” po sklepach? Jak widzicie, przyda mi się każda pomoc!

PS. Tak, nasze Monopoly jest z Dr. Who.

By

Posted in

7 odpowiedzi

  1. Awatar Elwina | Cukropuch.pl
    Elwina | Cukropuch.pl

    Ja zawsze działam tak, że wyszukujŕ sobię jakąś perełkę, nawet droższą, powiedzmy zakup roku czy tam sezonu i zapisuję sobie w widocznym miejscu, albo wycinam i noszę w portfelu. I za każdym razem jak jest „a może wejdę i zobaczę co na wyprzedaży” albo „może kupiłabym sobie tą maskę choć nie używam masek, ale może zacznę” albo „nudzi mi się i poprzeglądam co w internetach słychć” – wracam do mojej rzeczy i stwierdzam, że niec nie ma z nią porównania i DZIAŁA. 😎 Nie dotyczy to wydatków koniecznych typu „wszystkie spodnie za krótkie na syna”. A z książkami mam tak, że ustalona stała kwota na miesiąc 🤗 I od pół roku stosowania tej metody jakby zniknął mi odruch wpisywania w wyszukiwarkę nazw sklepów czy wchodzenia do nich jak jestem na mieście. Najskuteczniej też działa wybranie się na zakupy z wózkiem i marudnym dzieckiem – kupuje tylko to co potrzebne, a nawet mniej i to ekspresow 😂

    1. To prawda, wózek i dziecko to świetne motywatory do szybkiego zakończenia zakupów 🙂
      Dobry pomysł z tą perełką! Muszę spróbować 🙂

      Mój rajd po sklepach z ciuchami dziecięcymi zaczął się od tego, jak On zakomunikował, że lecimy na oparach skarpetek z przylepcami i cienkich spodni 😉 Ustaloną kwotę na książeczki już mam właściwie, kupuję według listy, tylko ona się cały czas powiększa 😉

  2. Chodzi o to, żeby przestać spędzać czas na zdobywaniu dóbr lub planowaniu tego zdobywania 🙂 Bo takie podejście wpływa na to, że przestaje się kupować rozsądnie.

  3. Awatar Aleksandra Falkowska
    Aleksandra Falkowska

    Cóż, ja nadal jestem zdania, że rzeczy i sklepy są dla ludzi (a nie odwrotnie 😉 ) i równie bezsensowne wydaje mi się kompulsywne kupowanie dziesiątego czerwonego lakieru do paznokci, gdy ma się już ich dziewięć albo kupowanie czegoś, czego się wcale nie potrzebuje, bo reklama i promocja skusiły, jak i nie kupienie czegoś, co się nam naprawdę przyda i ułatwi/uprzyjemni życie, bo styczeń. 😉
    W związku z tym – gratuluję udanych zakupów! 🙂

    1. Właśnie dlatego, że sklepy są dla ludzi, a nie odwrotnie, chciałam uniknąć kupowania rzeczy, które nie są niezbędne. Ono przetrwałoby do lutego bez nowych książek 😉

  4. Awatar Magdalena Węcławek
    Magdalena Węcławek

    Hmm… jeśli wiem, że mam nie kupować, to unikam sklepów internetowych. A jak już zacznę oglądać, to prędko zamykam stronę. Taki wewnętrzny policjant mi potrzebny. No bo kurczę! Ja rządzę moimi decyzjami, czy te przedmioty?

    1. Wewnętrzny policjant, dobrze powiedziane! 🙂
      Mój chyba na momencik przysnął na służbie 😉 A jak się ocknął, to mu dobitnie wytłumaczyłam, że przecież MUSZĘ, bo to DLA DZIECKA! 😉

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć + dziewiętnaście =