Pierwsza prawdziwa kawa od 8 miesięcy smakowała bosko.
Zaskakująco bosko, bo przecież ja wcale nie lubię kawy.

Oparłam się o wezgłowie łóżka i delektowałam każdym łykiem. Orzechowy aromat mieszał się w filiżance z nutą mleka migdałowego. Przy mnie spało Ono, posapując przez sen w identycznym rytmie jak leżący obok On.

I wtedy poczułam coś, co prawie wycisnęło mi łzy z oczu. Dobrze, że prawie, bo sól pasuje do tequili, nie do kawy. A to była czysta radość. Joy. Joie. Alegria.

Latami myślałam, że potrzebuję do szczęścia całego mnóstwa sukcesów, osiągnięć i rzeczy. Zatrudniałam się w miejscach, których nie cierpiałam, uczyłam się kompletnie nieprzydatnych rzeczy, zarywałam noce i nerwowo spisywałam, czego nie udało mi się jeszcze zdobyć. Lista moich noworocznych postanowień przez parę lat wyglądała jak ponury refren: studia, stała praca, mąż, dziecko, drugie dziecko (koniecznie parka, jak papużek nierozłączek albo hodowlanych szczurków), mieszkanie, dwa samochody i budowa domu.

Wydawało mi się, że odhaczywszy te wszystkie punkty, wreszcie powiem sobie: o, teraz jestem szczęśliwa. I bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że mogę  taka być już teraz.

Nie było w moim życiu jeszcze dyplomu, pracy ani rodziny. Była za to proza dnia codziennego. A ja kocham poezję, ale to w tej prozie znajduję radość.

Cieszy mnie nawet to, że muszę dziś zrobić pranie, jutro umyć podłogę w kuchni, a za parę miesięcy wrócić do codziennych wypraw tramwajem do biura na drugi koniec miasta. Aż się oblizuję, tak bardzo smakuje mi codzienność.

Chcę wstawać rano i chodzić po świeże rogaliki do pobliskiej piekarni, spędzać popołudnia na balkonie z dobrą książką, nosić tylko ulubione ubrania, planować wyjazdy we trójkę, gotować i jeść nowe rzeczy, dyskutować z Nim przy kolacji o zakończeniu serialu czy – tak jak dzisiaj – pić kawę w łóżku, słuchając dwóch spokojnych oddechów przy moim boku.

Nie biegnę już po szczęście wedlug harmonogramu, ze stoperem i wywieszonym językiem. Wystarczy, że na moment się zatrzymam, rozejrzę wokół.

Tu, w moim życiu, jest mi najlepiej.