Stało się. Spakowałam, zawiązałam piękną kokardę i posłałam ją dalej. Mała granatowa odwiedziła już 30 dziewczyn i kobiet!
ENGLISH VERSION AVAILABLE ON MEDIUM: CLICK HERE
Adios, pomidory
2 listopada zeszłego roku stuknął mi rok, od kiedy chodzę w spódnicach. Tego dnia spakowałam jedną z moich sukienek i podałam ją dalej, do mojej koleżanki Ani, która zabrała ją w swoją podróż poślubną. Do Izraela. Ania była pierwsza na liście 100 dziewczyn, które zapisały się do 100warzyszenia Wędrującej Sukienki. Stworzyłam tę akcję i czuwam nad nią od samego początku. Każde zdjęcie, które wrzucają dziewczyny – zdjęcie mojej sukienki, która podróżuje – sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Bo siła kobiecości to moc, której dotąd nie doceniałam.
Chciałam być w niej, gdy robię to, co jest ważne i wtedy, gdy jestem sobą. A najbardziej sobą jestem, gdy tańczę.
Magda
Być kobietą, być kobietą
2016 był dla mnie rokiem zmian. Pochłonęła mnie transformacja w matkę, w każdym tego słowa znaczeniu, fizycznie i mentalnie. Choć trudno sobie wyobrazić bardziej kobiece doświadczenie niż ciąża, poród czy macierzyństwo – to paradoksalnie, czułam się wyjątkowo niekobieco. I potrzebowałam czegoś, co pomoże mi to zmienić.
W sukience na 100% jest ta jej magia.
Irena
A ty pokaż swoje nogi
Kiedy Klaudia zaprosiła mnie do grupy „Projekt 365 dni w spódnicy”, nie wahałam się długo. Dołączyłam i pomyślałam, że cóż, do niczego mnie to nie zobowiązuje. To był początek października. 2 listopada wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim. W spódnicy. Gdyby nie Projekt, ukryłabym się w luźnym swetrze i ukochanych dżinsach. Przebrałabym się za mamuśkę. Zamiast tego wybrałam codzienne noszenie spódnic i sukienek. No, prawie, bo początkowo wydawało mi się, że nie wypada mi się tak stroić na co dzień.
Od wczoraj, kiedy dostałam sukienkę, wszystko się układa.
Mila
Dobrze mieć przy sobie naszą sukienkę – ma tę moooooc.
Małgorzata
Dla wszystkich starczy miejsca
W mojej rzeczywistości zaczęło robić się tłoczno. Do dotychczasowych ról, jakie pełniłam, dołączyło bycie mamą – zupełnie nowe doświadczenie, które musiałam oswoić. I do którego musiałam dostosować moją starą szafę. Całą… z wyjątkiem spodni, dżinsów i szortów. Zakładałam spódnice do pracy i to było najprostsze zadanie (miałam przecież za sobą 3 lata regularnego rowerowania w spódnicy, najlepszy sposób na upały). W spódnicy dźwigałam wózek z dzieckiem po schodach (protip: maxi i obcasy to kiepski strój do takich czynności). W spódnicy siedziałam w piaskownicy i zjeżdżałam na zjeżdżalni (protip: kolarki pod kiecką). W spódnicy usiłowałam karmić piersią w miejscach publicznych. To ostatnie okazało się trudne, bo zależało mi na dyskrecji, a jeśli jesteś jedyną mamą w okolicy, która nie ma na sobie legginsów i bluzy z dresu, to naturalnie przyciągasz spojrzenia.
Mieszanka kobiecości, którą nadal odkrywam po drugiej ciąży, i chłopczycy. W biegu, choć uczę się walczyć o chwilę wytchnienia.
Dorota
Ten za łukiem rzeki świat
Ta cała rewolucja w moim życiu pociągnęła za sobą rewolucję w głowie. Wyzwanie Klaudii zmieniło moje myślenie o ubraniach, moim ciele, stylu, płci. Sprawiło, że poważnie zastanowiłam się nad tym, kim jestem jako osoba. Oczywiście, nie tylko moje stroje miały na to wpływ. Projekt przypadł na wyjątkowy czas w moim życiu. Ale spowodował w nim wielkie zmiany, co sprawiło, że chciałam podzielić się tą energią z innymi kobietami. Pomóc im znaleźć coś, co sprawi, że pomyślą, że ich wygląd jest okej. Pokazać, że chowanie się w luźnym dresie raczej nie pomoże zaakceptować czy pokochać swojego ciała. Dlatego do grupy wciągnęłam szwagierkę, siostrę, koleżankę z pracy (brzmi jak werbowanie do sekty, prawda?). I dlatego stworzyłam 100warzyszenie.
Chciałabym napisać, że jak tylko założyłam sukienkę, to działy się cuda, wygrałam w totka, każdy się za mną oglądał, a inżynierka napisała się sama. Tak nie było. Ale siedząc w niej cały dzień na praktykach co chwila się uśmiechałam. Czułam się wyjątkowo.
Łucja
Szczęśliwej drogi, już czas
Kiedyś jedna ze „spódniczanek” (Magda, tak, o Tobie mówię!) wspomniała o „Stowarzyszeniu Wędrujących Dżinsów”. To było jak objawienie. Wymyśliłam trwającą rok kobiecą sztafetę. I zaczęłam szukać odpowiedniej sukienki. Znalazłam ją przypadkiem. Na metce miała rozmiar S. S jak „small”. S jak „sorry, nie zmieścisz się”. Ale dla mnie to było S jak „super jesteś!”. Spakowałam małą granatową do pudełka razem z Sukiennikiem, w którym uczestniczki akcji mają prowadzić swój jednodniowy pamiętnik.
Jest dobrze, bo wspomnienia siedzą mocno w głowie i robią miejsce na nowe przygody. Oduczyłam się przeżywać, kiedy coś nie idzie tak, jak sobie wyobrażałam. Dzielna ze mnie Kobieta, która właśnie odkrywa szczęście na nowo i otwiera się całkowicie na to, co daje los. Czas uzewnętrznić się nieco w Sukienniku. A Ty, Droga Koleżanko, jaką historię wpiszesz w skład tej granatowej dzianiny?
Anna
Przeczytałam sukiennik i wiem, że najważniejsze to siła i historia, jakie przekażę dalej.
Marcela
Jedna, by wszystkie zgromadzić i w kobiecości związać
Minęło ponad 100 dni trwania akcji. W moim folderze „Podaj A Dress” jest już niemal 30 zdjęć. Sukienka trafiła do różnych kobiet: była na randkach, na koncertach, w teatrze, ale też po prostu w szkole czy w pracy. Stała się cichym świadkiem ich codzienności i niecodzienności. Artefaktem, który połączył nas wszystkie, bez względu na wzrost, wagę, figurę, wykształcenie, sytuację osobistą, rodzinną czy zawodową. Rzecz jasna, zdaję sobie sprawę z tego, że próba statystyczna zaczyna się od dużo większych liczb niż setki. Jednak wierzę głęboko, że sukienkowa akcja może stać się dla niektórych tym drobnym kamyczkiem, który uruchamia lawinę i pomaga zmienić myślenie. W końcu nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Nie wierzę w przypadki. Myślę, że to magia nasza i tego projektu sukienkowego. Piękno odebrałam w pudełku i zagościło w moim sercu.
Marta
Reply