Mieszkanie czy dom? Wybór należy do mnie. Na szczęście

600 słów o codzienności w czterech ścianach.

Śląskie disco polo

Koszmarnie upalne, sierpniowe popołudnie. Zabieram Ono do ogrodu, do hamaka, żeby złapać pół godziny drzemki w cieniu drzew i chłodzie ciągnącym od stawu. Jeden sąsiad słucha lokalnej stacji radiowej, w której puszczają disco polo po śląsku. Płaski głos z trzeszczącego nieco głośnika zagłusza śpiew ptaków i bzyczenie owadów, pracowicie obrabiających kwitnące kwiaty. Drugi kosi swój wielki ogród malutką, pierdzącą kosiareczką. Trzeci wypuścił na podwórko swojego kompletnie niewychowanego psa – nieustające szczekanie totalnie wytrąca moje dziecko ze stanu senności. Z drzemki nici. Idziemy patrzeć na pieska, który wydziera się na nas przez siatkowy płot.


Dom z basenem

Nie wzięłam kostiumu, ale to nic. Mogę się wykąpać nawet nago, nikt nie patrzy. Po całym dniu wskakuję do chłodnej wody, do której nikt przede mną nie nasikał – przewaga nad pobliskim parkiem wodnym. Spłukuję z siebie zmęczenie upałem. Później czeka mnie chillout na tarasie: sałatka na kolację, mała lampka wina, rozkoszny wybór między książką a nicnierobieniem. Leżę na leżaku, patrzę na kota, który skrada się między łanami melisy i mięty, słucham cykad, pogryzam pomidory i porzeczki, które zerwałam z krzaka kwadrans wcześniej. Bardzo dosłownie korzystam z owoców cudzej pracy.


Budzik o 6:30

Wyciągam rękę, żeby go wyłączyć, po czym zwijam się w kłębek pod kołdrą. Jest grudniowy poranek, a ja cała cierpnę na samą myśl o wyjściu z ciepłego łóżka. Słyszę, jak za oknem tata odśnieża podwórko i pogaduje do psa, który uwielbia zimę. W moim pokoju jest ciemno jak w igloo, gruba warstwa zmrożonego śniegu na oknie w dachu nie daje się tak łatwo usunąć jak zaspy z podjazdu. Niechętnie wstaję i szybko się ubieram, dygocząc lekko w wyziębionym pokoju – w piecu jest już napalone, ale grzejniki dopiero nieśmiało się rozgrzewają po całej nocy. Na szczęście dziś piątek, więc wieczorem mogę posiedzieć z książką przy kominku. I jutro, jak już pomogę mamie przy sprzątaniu. Tym razem moja kolej na podłogi, prawie 100 m2 samo się nie ogarnie.


W domach z betonu

Mieszkanie w bloku ma wiele wad. Takich obiektywnych, jak nieduży metraż, ograniczenia w aranżacji, uciążliwa bliskość innych ludzi i konieczność brania pod uwagę ich zdania przy decyzjach dotyczących ogółu. W bloku zazwyczaj trudniej znieść upały, a chcąc przejść się na spacer, wybiegać psa czy dziecko, trzeba korzystać z ogólnodostępnych terenów rekreacyjnych wraz ze wszystkimi tego wadami.Wiem, co mówię. Mieszkałam w domu przez prawie 20 lat, teraz od kilkunastu zmieniam kolejne mieszkania. Mimo wszystko nie chcę wracać.


Ludzie cierpią przez swoje aspiracje

Mam wrażenie, że wielu ludzi zupełnie bezrefleksyjnie dodaje „dom” do listy swoich życiowych celów. Czego często żałują, kiedy przekonają się, jaki ogrom pracy, wysiłku, czasu i pieniędzy trzeba zainwestować w dom z ogródkiem, zanim zrealizuje się tę wspaniałą wizję śniadania na tarasie z widokiem na własny ogródek. Zazwyczaj, kiedy mówię, że wcale nie zamierzam wyprowadzać się do domu pod miastem i że nie uśmiecha mi się sprzątanie 150 metrów, skoro teraz mam kłopoty z utrzymaniem czystości na 1/3 z tego metrażu – otrzymuję w odpowiedzi pełne niedowierzania: no jaaak tooo. W powszechnej świadomości mieszkańców bloków (czyli większości) dom jawi się jako spełnienie marzeń, ukoronowanie wysiłków, endgame w grze w życie. Po nim to już tylko idylla, szczęście i kraina tęczowych jednorożców.


Marzenia skrojone na miarę

Żyję powoli, ciesząc się codziennością. Zanim coś kupię – szczególnie przedmioty z kategorii „musisz to mieć” – długo rozważam, czy aby na pewno jest mi to potrzebne. Tak jest z małymi rzeczami. Więc dlaczego z dużymi miałoby być inaczej? Nie chcę mieć domu z ogródkiem. To nie dla mnie, tak jak spódnice-bombki czy masaż bańką chińską.


Kiedy będę duża, zostanę domatorką.
W pięknym mieszkaniu w kamienicy.
A co.

By

Posted in

58 odpowiedzi

  1. O widzisz, a ja mieszkam w domu 180 m2 dopiero od 5 lat. Wcześniej mieszkaliśmy w bloku. Moi rodzice chociaż są już starsi bardzo chcieli mieć dom. U nich to się sprawdza na 100%. Od kwietnia do października praktycznie siedzą w ogrodzie 24h na dobę. Praca też im kompletnie nie przeszkadza chociaż nikt nie zaprzecza że roboty jest po kokardę. Mama kocha pracę w ogrodzie. Mamy własny warzywnik. Sprzątaniem się dzielimy. Póki mieszkasz w bloku to nie dostrzegasz wad, ale jak już się wyprowadzisz to dostrzegasz, że sąsiedzi byli głośni, przestrzeni brak, tak jak i ogrodu, a odpocząć to co najwyżej możesz jak wyjedziesz na wieś. Tego się nie czuje przedtem, ale po przeprowadzce nie potrafisz już wrócić. Wszystko Cię denerwuje, nie możesz się skupić na pracy (pracuję w domu, uczę angielskiego). Wszędzie jest ciasno i aż Cię nosi (kiedy jestem u brata). Jednak nie wiem co zadecyduję gdy zostanę sama na takim metrażu. Jeśli miałabym kogoś to na pewno bym została w przyszłości ale samotnie ogarniać sprzątanie i ogród mi się nie uśmiecha. Zobaczymy.
    Czyli mieszkasz od kilkunastu lat w bloku? Jak zdołałaś się przestawić? 😨😢

    1. Właśnie o tym jest ten wpis – że to, co u jednych się sprawdza, niekoniecznie sprawdzi się u drugich 😉

      Jak zdołałam się przestawić? Wyprowadzałam się na studia. Wtedy zupełnie zmieniło mi się życie, a wraz z nim codzienność i związane z nią potrzeby. Na co studentce ogród i dużo przestrzeni? Nie miałabym kiedy z tego korzystać. I dokładnie tak samo jest teraz. Ty pracujesz w domu, to jest inna sytuacja 🙂 Ja codziennie chodzę do biura, zanim zostałam mamą, nie było mnie w domu przez 10 godzin dziennie. Nie miałabym kiedy obrabiać tego ogrodu, pielić warzywnika czy pić kawy na tarasie.

      Piszesz, że sąsiedzi w bloku są głośni. Pierwszy akapit opisuje popołudnie mieszkańca domu. Sąsiadów ma się zawsze 🙂 Może mam szczęście, a może dobre okna i mało akustyczny blok 😉 Ale takich regularnych uciążliwości ze strony sąsiadów nie doświadczyłam chyba ani razu. Za to moi rodzice w lecie właściwie codziennie mają śląskie disco polo, kosiarki zewsząd i rozszczekane psy.

      Co do ciasnoty – są mieszkania i mieszkania 😉

      1. Chodziło mi o to, że za ścianą wszystko słychać, a w domu nie masz nikogo obok siebie za ścianą. Jak ktoś kaszle nawet słychać 😉 W ogrodzie mamy dosyć cicho. Ale 180m2 to nie 80m2 jednak. Większość mieszka w 60m2, 80m2 ma niewiele osób więc jest duża różnica. To nie standard jednak mimo wszystko. Masz rację w tym, że samemu mieszkać w domu jest ciężko. Ja mam Rodziców więc dzielimy na 3 sprzątanie a ogród to domena Mamy i Taty. Sama bym osiwiała 😨 Ale jako studentka w pełni korzystałam z ogrodu i tarasu. Dla mnie to była jednak inna swoboda i odpoczynek. Mogłam też w ciszy się uczyć więc korzystałam jak najbardziej. Biuro otwieram we wrześniu więc sytuację mamy taką samą 😊ale tak jak pisałam gdybym miała mieszkać w pojedynkę to chybabym zrezygnowała 😏

        1. Nie zawsze słychać wszystko za ścianą 🙂 Zależy od bloku – są takie bardzo akustyczne z cienkimi ścianami i stropami, a są takie, w których jest cicho. Ja słyszę tylko, jak sąsiedzi używają odkurzacza, wiertarki czy miksera, ewentualnie jak krzyczą, to słychać.

          Ja na studiach spędzałam większość czasu na uczelni albo w bibliotece. Miałam dziwny plan zajęć 😉 Do mieszkania wracałam właściwie tylko na noc. Moi rodzice spędzają w domu zdecydowanie więcej czasu, mimo że pracują. Mniejsze miasto, krótszy dojazd, inne godziny pracy 🙂 Kiedy pracowałam na pełny etat, wychodziłam z domu rano i wracałam o 18. Czasem w weekendy piję kawę na balkonie. Ale nie zawsze pogoda temu sprzyja 🙂

          1. Rozumiem. Moi są dawno na emeryturze. Uwielbiają przestrzeń i pracę w ogrodzie. Ja korzystam z ogrodu, ale jednak gdybym została sama to nie chciałabym mieszkać w domu. Ktoś musi to wszystko robić, a na to potrzeba dużo czasu i funduszy. Oceniam oczywiście dom sporych rozmiarów, nie dom o powierzchni przeciętnego mieszkania, zresztą o
            domach wolnostojących równych powierzchni mieszkania nigdy nie słyszałam 😉 , no i uważam, że wybudowanie domu i posiadanie w ogrodzie tylko trawy mija się z celem, wolę już przestronny balkon z winobluszczem i innymi roślinami. Można w donicach posadzić poziomki czy truskawki. 😉

          2. Zgadzam się w 100% z tym ogrodem z tylko trawą. Wielu ludzi marzy o ogrodzie, ale nie mają pojęcia, że to jest sporo roboty. Sporo jest wątków na forach ogrodniczych typu „całe życie mieszkałam w bloku, na ogrodzie się nie znam, podpowiedzcie, co zrobić, żeby się nie narobić?”. Wylać betonem chyba 😀

          3. Trzeba to lubić przede wszystkim. Pracy jest ogrom. Tak to tylko beton 😉 nie inaczej. Jeśli ktoś nie lubił babrać się w ziemi to ogród jest zbędny. Lepiej balkon w bloku naweto z trawą z rolki 😊

          4. Wiesz co? Wczoraj miałam 5 godzinną podróż do Poznania i mogłam sobie na spokojnie przemyśleć zalety i wady obu opcji. Tak jakoś zeszło na temat domu bo w przyszłości będzie trzeba się zadeklarować czy sprzedajemy. Doszłam do wniosku, że dla mnie faktycznie dom nie jest najlepszym rozwiązaniem bo do tej pory to ja byłam w nim bardziej gościem. Przecież rodzice głównie się nim zajmują. Od ogrodu, poprzez remont i prace wokół domu, typu odśnieżanie czy koszenie. Pomyślałam, że samej szkoda było mi by czasu i energii/funduszy na dom. Prac w ogrodzie nie lubię. Sprzątać 180m2 mi się nie uśmiecha, tak jak i wydawaniu dużych sum na remont, elewację, taras i nawozy do drzew i kwiatów. Dla mnie to trochę strata życia 😉. Poświęcamy czas, energię i duże sumy które moglibyśmy odłożyć na 2 wycieczkę czy w inny preferowany sposób. Zresztą pomimo tego, że lubię siedzieć w ogrodzie to nawet nie przeczytam w nim książki bo jestem nauczona, że musi być cisza jak makiem zasiał. A co do ogrodu to macie rację z tą pogodą w Polsce. Korzystać z każdego ciepłego dnia, a mieć ciepło od maja do sierpnia to co innego. Parę rzeczy mi jednak umknęło. Chyba dlatego, że szkoda byłoby mi w 1 chwili sprzedać coś co należało do rodziców 😩 ehh.

          5. Chyba jednak blok z małym tarasem wygrał 😉

          6. Może z czasem przyzwyczaisz się do tej myśli… Mnie też byłoby trudno, ale przypuszczam, że pewnie będzie trzeba kiedyś podjąć tę decyzję. Ot, życie.

  2. Awatar Babcia Stefa
    Babcia Stefa

    Wybór miedzy domem a mieszkaniem to tak naprawdę kwestia gustu, niewielki dom na skraju miasta kosztuje dokładnie tyle samo, co akceptowalne analogiczne docelowe mieszkanie dla rodziny (powiedzmy, 70-80 m2). Koszty utrzymania są podobne (ogrzewanie kosztuje trochę więcej, ale odpadają koszty zarządzania, utrzymania nieruchomości wspólnej, fundusze remontowe itp.).

    W zwyczajnym domu sprzątania jest z grubsza tyle, co w równoważnym funkcjonalnie mieszkaniu. Zarówno w domu, jak i w mieszkaniu, trzeba umyć wannę (1 szt.), wysprzątać lodówkę (1 szt.), umyć toaletę (1 x albo 2 x, w mieszkaniu też bywają dwie), zmienić pościel na tylu łóżkach, ile jest domowników. Odkurzenie salonu, który ma 30 m2 zamiast 20 m2 nie trwa jakoś istotnie znacząco dłużej. Natomiast większa powierzchnia ułatwia utrzymanie porządku, więc argument z niemożnością utrzymania porządku na małej powierzchni jest inwalidą.

    Koniec z upychaniem ciuchów po szafach i szufladach, koniec z pudłami na rzeczy letnie i zimowe, koniec z wyciąganiem deski do prasowania, żeby się dostać do mopa – wszystko ma swoje własne i łatwo dostępne miejsce w garderobie albo pomieszczeniu gospodarczym i w takiej sytuacji odłożenie tego czegoś z powrotem na odpowiednie miejsce jest o wiele łatwiejsze.

    Ogród oczywiście może pochłonąć dowolnie dużo pieniędzy oraz czasu, ale to też jest kwestia wyboru – można mieć tylko trawę, którą wysiał pan Staszek i którą pan Staszek co 2 tygodnie skosi za 30 zł.

    Dom ma parę niezaprzeczalnych zalet nad blokiem: znacznie mniejsza gęstość zaludnienia. Czyli na porównywalnej powierzchni (a porównajmy sobie typowe deweloperskie osiedle, czyli domki na kilkuarowych działkach z blokiem czteropiętrowym) mamy 10 x mniej ludzi. Mniej hałasu, większe odległości i praktycznie zerowa szansa na pijane studenckie imprezy w zasięgu słuchu – najważniejszy czynnik domów: w Polsce domów się nie wynajmuje, a jak już, to nie studentom. Dla braku wynajmowanych lokali mieszkalnych w najbliższej okolicy byłabym gotowa się zadłużyć do emerytury, gdybym musiała.

    1. Co do kosztów utrzymania (czynsz) są identyczne jak w bloku, a wiele osób myśli, że koszty są trzykrotnie większe. Mamy w domu 22°C zimą (tak jak mieliśmy w bloku) przy 220 m2. Jednak przy 220 m2 sprzątania jest nieporównywalnie więcej i cena budowy domu kilkakrotnie wyższa niż mieszkania 60m2. Nie wybudujesz domu nawet takiego 100m2 za 200 tys. Tyle to kosztuje garaż ( plus działka którą musisz kupić za 100 tys.) i nie mówię tu o hektarach ziemi. To już mamy 300 tys. i nadal domu nie ma. Dom taki powiedzmy 100 m2 plus ziemia to koszt około 500 tys. zł jeśli budujemy patrząc na jakość (nie używamy najtańszych materiałów). Do tego dochodzi utrzymanie domu. Koszty remontu, malowania, konserwacji, koszenia trawy. (Pan Staszek nie zrobi tego za 30 zł). Trzeba to robić co 3 tyg. Po podliczeniu nigdy nie wyjdzie Ci tyle samo co mieszkanie w bloku. Chyba, że miałaś na myśli apartament 100 m2 w centrum Warszawy 😉💲To wierzę, że kosztuje 500 tys. zł 😊

      1. Awatar Babcia Stefa
        Babcia Stefa

        Porównywałam Kraków i okolice. Sensowne mieszkanie (no dobra, nie luksusowy penthouse w topowej lokalizacji, ale też nie wygwizdów typu Złocieniowa) docelowe dla rodziny (tak, można mieszkać i w 5 osób w kawalerce i to przeżyć, ale jakby nie o tym), czyli około 80 m2, do tego garaż/ci najmniej jedno miejsce postojowe, to jest 450-500 tys. PLN. (W odrobinę bardziej prestiżowych lokalizacjach, jak „Dom pod słowikiem”, dobrze ponad 600 tys. – wiem, oglądałam, jak jeszcze mieliśmy na tyle durne pomysły, żeby szukać mieszkania). Mniej więcej tyle kosztował nasz dom, który ma powierzchnię 2 x większą.

        Remont i malowanie robi się z taką samą częstotliwością jak w bloku. Dachu, okien i elewacji nie wymienia się co roku ani co 5 lat, robi się raz w życiu właściciela albo wręcz w ogóle (mam znajomych mieszkających w 200-letnich poniemieckich domach, mają oryginalne dachy, w których wymienili po kilka dachówek). Koszty są więc dość podobne (wymiana wanny w domu naprawdę kosztuje tyle samo, co wymiana wanny w mieszkaniu). A drobne prace porządkowe typu koszenie trawy kosztują grosze (pan Staszek albo dorabiający sobie nastolatek sąsiadów – odgarnianie śniegu kosztuje nas bodajże 100 PLN rocznie).

        1. Nie mówię też o pierdołach typu wymiana wanny bo to chyba logiczne, jeśli ktoś ma 1 wannę w domu i w mieszkaniu to koszty są takie same. Naprawdę.😉 Nie wiem po co ta ironia. Jeśli porównujemy te same metraże to oczywiście koszty są podobne. Tu się zgadzam. Jednak dochodzi koszt działki 100 tys. u nas i lokalizacja. Mieszkanie w centrum to u nas 200 tys. a nasz dom w centrum to koszt 600 tys. Porównanie ma tylko rację bytu jeśli mówimy o drogich mieszkaniach w centrum dużego miasta i domu o podobnej powierzchni co najmniej 20 km od miasta. Jednak nie opłaca się również budowa domu 80m2. Dlatego nasz dom ma 220 m2 i jest w widełkach

          1. Awatar Babcia Stefa
            Babcia Stefa

            Pod Krakowem – jakieś 5 minut samochodem od granicy miasta. Blisko Wieliczki.

            Pan Staszek działa wyłącznie u nas we wsi i najbliższej okolicy, obawiam się.

          2. Też się tego obawiałam 😅

          3. Awatar Babcia Stefa
            Babcia Stefa

            Ale przeważnie można go znaleźć pod sklepem „Groszek Współpracujący”!

    2. Tak, to jest kwestia gustu. Chyba niedostatecznie mocno to podkreśliłam – o tym właśnie traktuje ostatni akapit.

      1. Awatar Babcia Stefa
        Babcia Stefa

        Przecież to się tak nie skaluje.

        Nie liczyłam szafek, ale moja kuchnia w domu jest powierzchniowo takich samych rozmiarów, jak w naszym ostatnim mieszkaniu.

        Dom, owszem, ma większą powierzchnię niż równoważne funkcyjnie mieszkanie, ale spora część z tego jest małoobsługowa – tak, trzeba gdzieś trzymać te wszystkie meble ogrodowe i kosiarki, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie sprząta co tydzień kotłowni ani garażu.

      2. Raczej 😉 180m2 samo się nie umyje

  3. Awatar Kamila
    Kamila

    Każdy kij… 🙂 Przez prawie 20 mieszkałam w domu (co to jest 100 m2? 250 to jest coś! :)). Potem przeprowadziłam się do Krakowa i przez kolejnych 16 lat mieszkałam w 5 mieszkaniach (w kamienicy też – osobiście nie polecam). Od 8 miesięcy mieszkam w szóstym mieszkaniu, tym razem moim (i banku oczywiście).
    Domy są wspaniałe! Własna przestrzeń, kwiatki wedle upodobania i tyle miejsca na różne szpargały (jestem chomikiem… ale walczę!). Ale nie wyobrażam sobie, że miałabym to sama ogarniać, bo dla mnie dom to synonim ogromu pracy, której z reguły ludzie niemieszkający w domach w ogóle nie zauważają. Dlatego na razie jest takie akuratne metrażowo mieszkanie (ale za to w zielonej i przestrzennej Hucie), bo teraz to jest znacznie łatwiejsze w obsłudze.
    Ale zobaczymy, co będzie za jakiś czas. Bo jednak ta kawa w ogrodzie… Nawet jeśli można ją pić raptem kilka razy w roku 🙂

    1. Awatar Babcia Stefa
      Babcia Stefa

      No, nie przesadzajmy z tym „kilka razy w roku” – my prawie codziennie pijemy poranną kawę albo jemy kolację / siedzimy wieczorem z kieliszkiem wina w ogrodzie od maja do września. Imprezy z możliwością wyjścia do ogrodu też są fajniejsze niż siedzenie w 4 ścianach. No i nie bez znaczenia jest posiadanie ogrodu, jak ma się dzieci i/lub zwierzęta.

      1. Good for you 😉 A my nie, nawet kiedy mamy dostęp do ogrodu.
        Argument o dzieciach – zgadzam się, przy czym tak naprawdę wystarczy mieć skwerek/park/plac zabaw w pobliżu domu. I tam są rówieśnicy, czego dzieci z domów nie mają, bo są skazane na rodzeństwo lub ewentualne dzieci sąsiadów. Jestem takim dzieckiem, więc wiem, jakie to jest niefajne, mieć wypasiony placyk zabaw i basen w ogrodzie – i bawić się tam z młodszą siostrą…

    2. Kamienicy nie polecasz? Dlaczego? Chętnie się dowiem

      1. Awatar Babcia Stefa
        Babcia Stefa

        W polskich warunkach mieszkanie w kamienicy jest zazwyczaj albo upiornie drogie (w odrestaurowanej), albo jest miną, w którą można wpakować każde pieniądze (grzyb, piece do wymiany, instalacje sprzed wieków, problemy własnościowe). Oraz niezarządzalne emeryckie wspólnoty mieszkaniowe, które na nic nie mają pieniędzy.

    3. Nie kilka razy w roku ☺ Moi rodzice siedzą w ogrodzie od kwietnia do października, wbijasz się w fotel, okrywasz kocem i pijesz gorącą kawę

      1. W oparach świec antykomarowych i pod parasolem, bo akurat mamy deszczowy lipiec 😀
        MSPANC 😉

        1. Nie. Pod baldachimem/namiotem ogrodowym. Zresztą tylko ten rok się taki trafił. Nie przesadzajmy w 2 stronę. Komarów u nas mało. A siedzieć w ogrodzie uwielbiają.

          1. Awatar turzyca
            turzyca

            Moja apka pogodowa pokazuje, ile razy w ciagu ostatnich 30 lat danego dnia padalo. I nie ma lipcu ani jednego dnia, dla ktorego byloby to mniej niz 20, zazwyczaj troche wiecej, okolo 22, dochodzi do 24. Tak wiec ten tego, wyjatkowosc tegorocznego lipca mnie nie przekonuje.

          2. A czy ja miałam na myśli tylko lipiec? Napisałam wyżej od kwietnia do października. Zresztą moje wpisy nie mają na celu pokazania, że dom jest LEPSZY, tylko, że sprawdza się u MNIE lepiej od bloku w którym mieszkałam 20 lat. Po co kłótnia?

          3. Pogoda w Polsce jest dość trudna do przewidzenia, niestety. Ja mam balkon i teoretycznie mogłabym na nim siedzieć codziennie wieczorem. Tylko że nie wszystkie wieczory spędzam w domu, czasem mam do zrobienia różne rzeczy (np. obiad na następny dzień) i na siedzenie brakuje czasu, a jak już mam wolny wieczór, to często pogoda nie sprzyja 😉 Dodam, że balkon jest w tzw. loggii, więc deszcz mi nie przeszkadza… Ale jednak tak, co to za przyjemność 😉

          4. To prawda.

    4. Szczerze mówiąc, to nie wiem, jaką powierzchnię ma dom moich rodziców. Wydaje mi się, że nasze piętro to jakieś 100 m2 (sama część mieszkalna, nie licząc garażu, schodów, wiatrołapu itd.). Fajnie, żeby sobie dziecko pobiegało czy goniło kota. Ale do wysprzątania tego na błysk potrzeba pół soboty i 4 energicznych rąk #beentheredonethat

      Dla mnie dom to też synonim ogromu pracy, której – jak dla mnie – nie równoważą zalety. Fajnie zjeść śniadanie na tarasie, ale na balkonie też można 😉 Zresztą zsynchronizowanie czynników „czas na śniadanie w domu” (czyli weekend) oraz „odpowiednia pogoda” jest dość trudne w naszym pięknym kraju, niezależnie od tego, gdzie się mieszka 😉

  4. Awatar loanka
    loanka

    Mieszkałam i w kamienicy i w domu i teraz w mieszkaniu w bloku. W tym momencie życia obecna sytuacja jest do mnie najbardziej dopasowana- mieszkanie w centrum, wszędzie blisko, parki i place zabaw są itp. itd. Jak widzę ile roboty ma mój brat przy domu, to odechciewa mi się mieć nawet ogródka działkowego. Może na starość jak nie będę miała co robi,ć wybiorę dom i będę grzebać w ziemi, ale na razie nie wyobrażam sobie życia gdzieś pod miastem na zadupiu z uciążliwymi dojazdami. A na milionowe domy blizej centrum mnie nie stać. Jak powiększy mi się rodzina o drugie dziecko pewnie zmienię lokum, ale też to będzie blok, może trochę mniejszy, ale jednak. W każdym razie doskonale Cię rozumiem.

    1. O właśnie. Tak można porównywać. Mieszkanie w centrum i dom w centrum. Dużo osób porównuje drogie mieszkania w centrum i domy na zadupiu. (znajomi) Myślą, że można wybudować dom za 200 tys. Można, w Bierkowie budę dla psa 😅 30 km od miasta w którym się mieszka. Mam dom w mieście i nie dziwię się, że nie chciałabyś mieszkać na zadupiu. 😉 To uciążliwe. A jak jeszcze nie ma się prawa jazdy 😨 (patrz ja 😉 z powodów zdrowotnych) to umarł w butach

      1. Wszystko zależy od tego, co ktoś uznaje za priorytetowe. Są ludzie, którzy poświęcają bliskość sklepów, poczty, kin i ogólnie pojętej cywilizacji na ołtarzu Świętego Spokoju w domu pod lasem, bez sąsiadów i dojazdu zbiorkomem. Ten wpis powstał po to, żeby zawalczyć z przekonaniem, że każdy tak powinien. I że ten Święty Spokój to tylko w domu pod lasem. Sorry, ale tam też są sąsiedzi. Słuchający Radia Piekary 😛

    2. Widzę, że tak samo jak ja, masz porównanie 🙂 Marzy mi się mieszkanie bliżej centrum. A tam domów nie ma 😉 Domy są na obrzeżach 🙂 Nie chcę i nie zamierzam mieszkać na obrzeżach – niektórzy mogą chcieć, rozumiem i szanuję ich decyzje. Ale ja nie chcę 🙂

  5. Awatar MarzenQ
    MarzenQ

    22 lata mieszkałam w dwurodzinnym domu z ogródkiem. Sobota oznaczała sprzątanie z góry na dół, bo u babci podłogi się same nie umyją. Na ogródku w piłkę za bardzo pograć nie było można, bo gdy przypadkiem lądowała na grządkach z pomidorami, babcia krzyczała na rodziców, że źle dzieci wychowują 🙂 Dom kojarzył mi się głównie z obowiązkami i z konfliktami rodzice-dziadkowie, bo tata dużo chciał koło domu zrobić, by było ładnie i przejrzyście, ale za każdym razem musiał toczyć batalię z teściami. Od dwóch lat mieszkam w bloku. Najpierw studencki jeden pokój, od roku z mężem wynajmujemy niecałe 2 pokoje. Niesamowicie doceniam wygodę, która wiąże się z brakiem odśnieżania, ciepłymi kaloryferami, nie wydawaniem pieniędzy na nowy płot i koszeniem trawnika. Niedługo pojawi się dziecko, więc skrupulatnie pozbywamy się nadmiaru rzeczy, małą część wywożąc do rodziców, by zrobić miejsce na kilka rzeczy dla dziecka. Oni mają strych, piwnicę, pomieszczenia gospodarcze i miejsce na wszystkie przydasie zbierane 50 lat. Ja to nazywam gratami, bo żadna z tych rzeczy nigdy się nie przydała i mój wewnętrzny minimalista wije się z bólu za każdym razem, kiedy wchodzę do którejś z tych rupieciarni… Ale gdybym tylko miała taką możliwość zamieszkałabym w domu pod miastem. Małym, żeby było możliwie mało sprzątania, ale jasnym i przestronnym (przy małej ilości rzeczy to osiągalne). Z trawnikiem, po którym dziecko mogłoby biegać od rana do wieczora. Miejscem, gdzie można wysuszyć pranie na słońcu. Malutką grządką, gdyby zachciało mi się wyhodować sałatę. Ogromnym drzewem, na którym wisiałaby huśtawka. I byłabym tam pewnie tak samo szczęśliwa jak jestem teraz siedząc na kanapie w małym mieszkaniu bez firanek, tęskniąc za mężem, który poszedł do pracy na nocną zmianę i czując kopniaki w brzuchu. Bo jest mi dobrze tam, gdzie mogę być na własnych zasadach 🙂

    1. Akurat tu nie masz racji. W bloku mieliśmy 22°C i tyle samo mamy w jednorodzinnym (220m2, bez garażu 180 m2 do ogrzania). Opłaty są prawie identyczne, naprawdę.

    2. Piękne ostatnie zdanie, tak bardzo się zgadzam 🙂
      Z tego co piszesz, może kompromisowym rozwiązaniem byłby domek szeregowy? One są małe, z trawnikiem, malutką grządką, największy problem z ogromnym drzewem, ale to kwestia czasu 😉 Tymczasowo huśtawkę można powiesić na jakimś stelażu 🙂 My mamy na balkonie 🙂

      1. Awatar MarzenQ
        MarzenQ

        Domek szeregowy brzmi nieźle, zwłaszcza, że daje nadzieję na sąsiadów, do których można wpaść na kawę. Jestem raczej domatorką, ale odkąd mieszkam w Katowicach, mój zasięg znajomych drastycznie zmalał, więc żałuję, że nie udało się do tej pory nawiązać znajomości z żadnym z sąsiadów.

        1. Mnie znacznie poszerzył się krąg znajomych, odkąd zostałam mamą 🙂 Przez lokalną grupę na FB poznałam dziewczynę, która ma córkę w tym samym wieku co Ono i mieszka ulicę ode mnie, chodziłyśmy razem na spacery, teraz spotykamy się na placu zabaw. Regularnie widuję się też z instamatkami z Krakowa 🙂

          Ja bardzo lubię poznawać ludzi w sieci, to mi daje poczucie kontroli nad sytuacją. Sąsiadów znam z widzenia, choć mieszkamy tutaj od 10 lat. Mówimy sobie „dzień dobry” i czasem wymienimy parę słów o pogodzie i o tym, jak te dzieci rosną. Ale znajomości bliższe to nie są, na kawie u żadnego nigdy nie byłam.

          1. Awatar MarzenQ
            MarzenQ

            Też liczę na to, że dzięki dziecku poszerzy mi się krąg znajomych mam, chociaż podejrzewam, że mogą mnie nie polubić z racji tego, że daleko mi do osoby zafiksowanej an własnym dziecku. Być może się to zmieni, kiedy dziecko się już pojawi, choć wolałabym nie. Lubię ten swój zdrowy dystans 🙂

          2. Zdecydowana większość mam, jakie znam, NIE JEST zafiksowana na własnym dziecku 🙂

    3. Awatar Asia Krzyzykowska
      Asia Krzyzykowska

      No właśnie, ale graty u rodziców 🙂 Czyli niby mieszkanie w bloku, ale korzystasz jednocześnie z zalet domu 😛 Myślę, ze punkt widzenia zmienia troche rodzina z domem w relatywnie niewielkiej odległości (do dwóch godzin jazdy). Na codzień zalety bloku, od święta kawa na tarasie i dziecko biegajace w ogródku;)

      1. Awatar MarzenQ
        MarzenQ

        Niby tak, choć wywiozłam głównie ciuchy, w które się w ciąży nie mieszczę, później po prostu będzie konkretna selekcja 🙂 Głównie chodzi o to, że ja nie mam problemu z rozstawaniem się z rzeczami, a kiedy kupuję coś nowego, to jest to mocno przemyślane, właśnie ze względu na brak miejsca. A moja mama niczego nie wyrzuca i tylko gromadzi kolejne i kolejne… Moi rodzice oddaleni są o pół godziny jazdy, na chwilę obecną nie tęsknię za kawą w altance, ale podejrzewam, że będę pojawiać się tam częściej już z dzieckiem, żeby się miało gdzie wybiegać 😀

        1. Awatar Asia Krzyzykowska
          Asia Krzyzykowska

          A ja do rodziców 350 km, do teściów 300, w każdej lokalizacji możliwa opcja z ogrodem, ale jechać najpierw trzeba kilka godzin 😉 W takiej konfiguracji przestrzeń na przechowywanie gratów (poza nartami) musimy mieć we własnym mieszkaniu. I z tej perspektywy te balkony, parki i place zabaw nie są już aż tak kuszącą opcją.

          1. Mnie place zabaw zwisały jeszcze rok temu 😉

          2. Awatar Asia Krzyzykowska
            Asia Krzyzykowska

            Ale ja właśnie miałam na myśli to, ze w pewnych okolicznościach przyrody zadne parki i place nie zastąpią ogrodu. A najbardziej odczuwa sie to dopiero,gdy od najbliższego potencjalnego ogrodu (mozna zamienic na: schowek na niepotrzebne przez kilka miesiący ciuchy) znajduje sie w odległości czterech godzin podróży samochodem od mieszkania w bloku. Albo gdy w ogóle tej alternatywy nie ma, bo cala rodzina tez mieszka w bloku. Wtedy tęsknota za domem nabiera troche innego wymiaru.

          3. Awatar turzyca
            turzyca

            Ale to jest też kwestia budownictwa – większość moich niemieckich mieszkań miała i piwnicę i strych i jeszcze suszarnię do wspólnego użytku. Polskie są tych dodatków pozbawione i bardzo mnie to irytuje. Może to pochodna tego, że każdy ma jakiegoś pociotka, u którego można upchać zbędne graty?
            A co do ogrodów – do najbliższego rodzinnego zazwyczaj mam co najmniej 500 km. Ale w każdym mieście mam przyjaciół mieszkających w domu z ogrodem. A potem i tak się umawialiśmy na grilla w parku, bo w parku jest fajniej. 😀

          4. @asiakrzyzykowska:disqus Tak, to prawda 🙂
            @turzyca:disqus Ja mam piwnicę. Ale teraz się nowe bloki buduje bez piwnic 🙁

  6. Awatar Ziemowit Pająkowski
    Ziemowit Pająkowski

    Mieszkałem w domu do 19 roku życia, kiedy to wyprowadziłem się na studia do Krakowa (i już tu zostałem). Wyprowadzka z domu do mieszkania – to najlepsze co mnie spotkało 😉 dom to całe multum obowiązków: grabienie, plewienie, koszenie (nie tylko trawnik, ale tez np. kilkadziesiąt metrów żywopłotu o wysokości 3 metrów), cały czas jakieś mniej lub bardziej „drobne” remonty, itd. Jal ktoś lubi po 8 g w pracy jeszcze dalej zaiwaniać wokół domu, to proszę bardzo. Dla mnie to byłby koszmar. Kawki czy śniadanka w ogrodzie moim zdaniem nie wynagradzają tego wysiłku (ja kawkuje na balkonie i nie narzekam:). No i koszty – owszem, koszt budowy domu / metr jest mniejszy niż mieszkania, ale dochodzi działka-a ta kosztuje setki tysięcy, jeśli mówimy o działce nie na końcu świata. Bo dojeżdżać 1,5 g w jedną stronę to się mija z celem moim zdaniem…

    1. Mam podobne podejście 🙂 Jak dla mnie, to ja bym mogła mieszkać daleko od cywilizacji – gdybym pracowała z domu i nie miała dzieci 😉 I gdyby było mnie stać na ogrodnika, bo się brzydzę robali i kompletnie nie czuję powołania do ogrodnictwa 😉

  7. Awatar Marta Gadomska
    Marta Gadomska

    Mam tak samo, za skarby nie zamieniłabym mojego niewielkiego mieszkania w centrum Warszawy na dom na przedmieściach. Nie lubię tych wszystkich obowiązków związanych z domek: trawnik, odśnieżanie, remonty.

  8. Pewnie ile ludzi, tyle opinii na temat mieszkania/domu 🙂 Ja mieszkałam przez 20 lat swojego życia w domu z ogrodem, później 2 lata w kiepskich wynajmowanych mieszkankach/pokojach, a od 4 lat w małym domku z ogródkiem na obrzeżach Warszawy, którego szczerze nie znoszę (i cieszę się, że już mnie w nim nie ma). I pomimo tego, że należę do tej grupy osób, które na liście marzeń mają dom z ogrodem, mieszkanie we wcześniej wspomnianym domku z ogródkiem bez zastanowienia zamieniłabym na dobrze oświetlone mieszkanie w bloku. Dlatego tak sobie myślę, że właściwie nieważne gdzie, najważniejsze, żeby było urządzone po naszemu, doświetlone i żebyśmy czuli się, jak u siebie 🙂

    I nic nie zrujnuje mi marzenia o pięknym domu na Mazurach z widokiem na stare jabłonie, z których będę piekła szarlotki 😀 Ale fajnie, że każdy ma inne marzenia, bo chyba o to w tym wszystkim chodzi?

    1. Oczywiście, że o to! Naprawdę ten wpis tak odbieracie? Że o wyższości mieszkania nad domem? Najważniejszy jest ten ostatni akapit – o marzeniach na miarę 🙂

      Spódnice-bombki i masaż bańką chińską są przecież super 🙂 Tylko nie dla mnie 🙂

      1. Właśnie to napisałam jednej z komentujących. Moje wpisy
        nie mają na celu pokazania, że dom jest LEPSZY, tylko, że sprawdza się u MNIE lepiej od bloku w którym mieszkałam 20 lat. Po co kłótnia?

        1. A ja nie lubię ptasiego mleczka i sukienek z dużym dekoltem ☺

Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × jeden =