739 słów o tym, czego unikać, kiedy remontujesz mieszkanie.


Urządzanie mieszkania jest jak smażenie naleśników: pierwsza próba nigdy się nie udaje. Wiecie, 10 lat temu nie było Pinteresta ani Instagrama. Mieliśmy do dyspozycji czasopisma wnętrzarskie typu „Cztery kąty”, program do planowania na stronie Ikei, dużo entuzjazmu i doświadczenie porównywalne do budżetu – czyli niewielkie. Nasze dwa pokoje z kuchnią nadal mi się podobają i dużą część rozwiązań uważam za trafione. Ale gdybym mogła cofnąć czas, na pewno zmieniłabym kilka rzeczy.


#1 Płytki na podłodze

Tu porażki były trzy. Pierwsza to upchnięcie aż czterech wzorów podłogi na 50 m (deska barlinecka w pokojach, biało-szare płytki w łazience, jasnożółte w toalecie i beżowe w przedpokoju oraz w kuchni). Typowy błąd nowicjuszy niezorientowanych w rynku materiałów budowlanych.

Druga to próba dopasowania tych płytek w przedpokoju i kuchni do rzeczonej deski – na niewidziane, bo robiliśmy to na oko. Rzecz jasna, kolor nie pasuje WCALE, różni się odcieniem i to diametralnie. Trzecia porażka to jasne fugi na podłodze. Których po miesiącu już nie było widać pod warstwą brudu… Teraz bym się nie bawiła w dobieranie, tylko znalazłabym proste, szare płytki. Możliwie duże i z ciemną fugą. I bez rozmieniania się na drobne: identyczna podłoga w kuchni, łazience i toalecie. Inna sprawa, że łazienki w ogóle nie ruszaliśmy, a konieczność dokupienia płytek do toalety dopadła nas znienacka i z morderczym deadline’em.


#2 Listwy przypodłogowe

Pan od remontu powiedział nam, że listwy muszą być pod kolor podłogi. Uwierzyliśmy. Portfel powiedział, że drewnianych nie zniesie. Posłuchaliśmy… Więc mamy drewnianą podłogę z olejowanego dębu, a do tego plastikowe listwy. W odcieniu z grubsza pasującym. Plus luźne narożniki w zdechłym beżu, poniewierające się po mieszkaniu. Ohyda. Gdybym mogła cofnąć czas, listwy byłyby białe i z MDF-u.


#3 Gniazdka elektryczne

Żadne z nas nie wpadło na to, że powinniśmy zaplanować ustawienie mebli oraz sprzętów wymagających podłączenia do prądu (w tym lamp), jeszcze ZANIM ekipa zajmie się gipsowaniem i malowaniem ścian. Więc mamy za dużo gniazdek w sypialni i za mało w kuchni, w tym boleśnie niewystarczające, pojedyncze gniazdko za lodówką. Oraz zatkane na stałe gniazdko nad zlewem w kuchni, które codziennie mi o sobie przypomina, szczerząc się szyderczo.


#4 Szafka gospodarcza

A raczej – jej brak. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że mamy duże szafy na ubrania z pięknie zaplanowanym wnętrzem (On trzyma spodnie na specjalnym wieszaku!), aż 16 szafek kuchennych, dwie spore półeczki na buty, rozległe regały na księgozbiór – a odkurzacz, deskę do prasowania, żelazko i zapasowe żarówki trzymamy w pudełkach. Na rozchybotanym regale piwnicznym za 29,99. Ustawionym za drzwiami w sypialni. Nie pomyśleliśmy też o miejscu, w którym będziemy kłaść ubrania czekające na wyprasowanie czy przechowywać  suszarkę na pranie. Jakoś zupełnie nie przyszło nam to do głowy.


#5 Nadmierne zaufanie

Do producentów mebli. Najbardziej to widać po naszej kanapie. Wybraliśmy ją następująco: ja byłam u moich rodziców, On u swoich. Poszliśmy do salonu VOXa, każde w swoim mieście, wybraliśmy model sofy, po czym przez telefon skonsultowaliśmy kolorystykę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że sofa ma zupełnie inny kolor, niż wybrałam (beżowy melanż zamiast gładkiego płótna w kolorze chłodnego, szarawego brązu). Jak się okazało, korzystaliśmy z próbników z różnych sezonów, w których zupełnie różne tkaniny miały to samo oznaczenie.

Dopiero w domu okazało się, że mogą u nas nocować tylko niscy ludzie, bo sofa po rozłożeniu ma zaledwie 170 cm długości. Dzięki za tę lekcję, drogi VOXie. Teraz już wiem, że wszystko trzeba sprawdzać. WSZYSTKO. Po cztery razy.


#6 Prowizorka

Wieszasz „tymczasowo” żarówkę na kablu. „Na razie” stawiasz w łazience stary regał na książki, z myślą o tym, że później kupisz tu porządną szafkę. Przez parę lat żyjesz z surową rurą od grzejnika, którą „kiedyś” pomalujesz (nawet już masz farbę!). Prowizorka ma to do siebie, że szybko przestaje kłuć w oczy, wrastając na stałe w krajobraz codzienności. Jasne, często nie da się uniknąć rozwiązań tymczasowych, zwłaszcza jeśli rzecz rozbija się o kasę (a raczej jej brak). Ale teraz wiem też, że warto się starać. Zrobić jakiś plan roczny i się go trzymać.


Wszystko powyższe to nic takiego w porównaniu z tym, że mając 10 lat, wybrałam wspólnie z 3-letnią siostrą tapetę do naszego pokoju. We wzór z Myszką Miki. Ujeżdżającą kolorowe dinozaury. Każdy dinozaur miał inny, jaskrawy kolor, i był wielkości główki kapusty. Kiedy sobie to przypominam, każda rzecz z tej listy wydaje mi się drobiazgiem do przeżycia. Ot, perspektywa.


Macie za sobą jakieś porażki w urządzaniu mieszkań? Jak walczycie z prowizorką?