540 słów o narzeczeństwie w stylu slow.

Sprintem do mety

Dla większości par bieg do tabliczki z napisem “ślub” zaczyna się zaraz po zaręczynach. Zamiast cieszyć się sobą i swoim szczęściem, poznawać się bliżej i planować wspólne życie, ludzie zanurzają się po uszy w oglądanie sal weselnych, wybieranie dekoracji na samochód i projekty zaproszeń. Łatwo w tym szaleństwie zapomnieć, co jest celem całej imprezy. I że to nie stosik kopert z żywą gotówką, tylko bycie razem. Już zawsze.


Zaczekaj trochę, zaczekaj

Kiedy my się poznaliśmy, właśnie zaczęłam naukę do matury. On był 3 lata młodszy i mieszkał na drugim końcu Polski. Okoliczności zmusiły nas do tego, żebyśmy wrzucili na luz. Póki On nie poszedł na studia, widywaliśmy się raz na parę miesięcy, co nie przeszkadzało nam rozmawiać niemal co wieczór. Ten czas był bezcenny, bo mogliśmy się porządnie poznać. Wzajemne zaufanie, które do siebie wtedy poczuliśmy, procentuje do dzisiaj.

Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu,
jak pieczęć na twoim ramieniu,
bo jak śmierć potężna jest miłość.

Pieśń nad Pieśniami 8; 6

Pieczęć na sercu

Tym właśnie był dla mnie pierścionek zaręczynowy: formalnym przypieczętowaniem naszej relacji, tych wszystkich “kocham” wyszeptanych do ucha przez lata. To już nie było zwykłe chodzenie, ale poważna deklaracja na resztę życia. Diament na moim palcu mówił: “chcę cię na zawsze”. Zaczęliśmy wybiegać myślami do przodu i wiedzieliśmy, że chcemy trwać razem niezależnie od tego, co nas czeka w przyszłości.


Zaczekaj trochę, zaczekaj

Od naszych zaręczyn do ślubu minęło kilka lat. Kochaliśmy się, to jasne. Ale oboje uznaliśmy, że budowanie czegoś trwałego na jednym, efemerycznym w swej naturze uczuciu, przypominałoby balansowanie talerza na jednym kijku. A życie to nie cyrk, żadna przyjemność rymnąć na dziób z wysokości kilku metrów i dołączyć do jednej z ponad 60 tysięcy par, które się corocznie rozwodzą.


Zgodne, trwałe i szczęśliwe

Tak brzmi fragment oficjalnej przysięgi małżeńskiej, którą składaliśmy. Nie ma w niej nic o miłości, jest za to duża dowolność w dążeniu do małżeńskiego szczęścia. Przysięga uwzględnia to, że związek wymaga pracy obu stron. I akceptacji dla zmian, jakim podlega z czasem, choćby w kwestii temperatury uczuć. Przypomina, że trzeba się starać, bo nie zawsze będzie różowo i bajecznie, jak w komedii romantycznej.


Nasz wspólny rower

Teraz myślę, że ze ślubem to jest tak: idziecie sobie dokądś krok po kroku, trzymając się za ręce i robiąc częste postoje, żeby się pocałować. Macie czas, żeby obgadać, czy to na pewno dobry kierunek i czy nie lepiej byłoby zboczyć w lewo czy w prawo, bo jednak kuszą inne drogowskazy. Jeśli oboje idziecie w tym samym kierunku, to pojawiający się znienacka rower (czyli dwa złote kółka) może tylko pomóc w dalszej drodze. A jeśli nie jesteście pewni, czy ta wycieczka razem to był dobry pomysł i czy nie lepiej byłoby wyjechać samotnie w Bieszczady, nie dotrzecie nigdzie, choćby spadło Wam z nieba nowiutkie Porsche.


Małżeństwo jest super

Od ponad 2 lat tworzymy drużynę pod wspólnym nazwiskiem. Tak jak w drużynie, robimy plany i je realizujemy, a kiedy któreś ma gorszy dzień, pomagamy sobie i wyciągamy się z dołków. Razem jedziemy do przodu, bo mamy wspólne cele. Mamy też złote kółka na palcach, które przypominają nam o tym, że nie turlamy się do przodu sami. I to jest naprawdę świetne.


A ślub? Wzięliśmy nie z miłości, ale z miłością. U nas zadziałało.

Wpis w ramach akcji „Małżeństwo jest fajne!„,
organizowanej przez autorkę bloga Mocem.
Foto: Dawid Tarkowski