Mam jedną rzecz, która w kilka sekund dodaje mi +10 do powagi i profesjonalizmu, odejmuje lat… albo zmienia w uczennicę Hogwartu.

Niemożliwe?

I słusznie, bo trochę nagięłam fakty. Tak naprawdę nie znam sposobu na dostanie się do Hogwartu i już jakiś czas temu pogodziłam się z faktem bycia mugolem. Ale za to wiem, co zrobić, żeby mimo baby face wyglądać na poważnego człowieka, który ma maturę i nawet dyplom wyższej uczelni.


Wyrok na ośmiolatkę

Cała historia zaczęła się 25 lat temu nad klawiaturą pianina. Uczyłam się nut i bardzo kiepsko mi to szło – miałam wrażenie, że kreski pięciolinii zlewają się ze sobą, falują, dwoją. Diagnoza brzmiała wtedy jak wyrok: silny astygmatyzm, konieczne okulary do czytania. Wyrok, bo wśród moich rówieśników mało kto nosił okulary. Nie mówiąc o tym, że niemal nikt nie wyglądał w nich dobrze. Okulary kojarzyły mi się z niewygodą i oszpeceniem. Zakładałam je tylko wtedy, kiedy musiałam. A pomiędzy tymi momentami zgadywałam, co jest napisane na tablicy. I jakoś to szło.


Recydywa u okulisty

Do okularów wróciłam z podkulonym ogonem na drugim roku studiów – po tym, jak parę razy wsiadłam do niewłaściwego tramwaju czy nie ukłoniłam się wykładowcy, bo go nie poznałam. Moja wada wzroku (choć wciąż niewielka) zaczęła w istotny sposób utrudniać mi życie. Żarty się skończyły. Pamiętam, że byłam zrozpaczona i zdeterminowana, żeby wybrać okulary, które jak najmniej będzie widać. Tak trafiłam na model bezoprawkowy, który towarzyszył mi dość długo. Tak, wiem. To tylko pierwsza z nie do końca trafionych decyzji, jakie podjęłam. Przez te wszystkie lata, kiedy jako dorosła osoba starałam się zrozumieć, jak wybrać dobre okulary, dowiedziałam się jednego.


Pewne rzeczy warto powierzyć specjalistom.

Do fryzjera idziesz obciąć włosy, do chirurga powiększyć biust, a do szewca naprawić buty. Pewnie niektóre z tych czynności możemy zrobić sami w domu lub z pomocą rodziny albo znajomych. Czy efekt będzie równie dobry?


Okulary na miarę

Postanowiłam to sprawdzić i wybrałam się na profesjonalny dobór oprawek do krakowskiego salonu o wymownej nazwie Okulary Na Miarę. Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, że daje możliwość umówienia się ze stylistką opraw okularowych. Gdyby nie ona, z całą pewnością – tak jak zawsze dotąd – dostałabym oczopląsu i wyszłabym z niczym. Albo z parą kiepsko dopasowanych oprawek, które wybrałabym na podstawie swoich odczuć.


Jak przebiegła taka konsultacja?

  • rozmowa na temat moich potrzeb i oczekiwań, trybu życia, pracy
  • analiza kształtu twarzy – jak się okazuje, moja wcale nie jest owalna, jak zawsze myślałam
  • skrócona analiza kolorystyczna – tu potwierdziło się to, co już wiedziałam, choć nie sądziłam, że to tak wpłynie na dobór okularów
  • mierzenie, mierzenie, mierzenie…
  • a następnie selekcja i wybranie Tych Jedynych.

Pomocna dłoń

Przymierzyłam całe mnóstwo oprawek – było ich chyba kilkadziesiąt. (Część z nich możecie zobaczyć na moim Instagramie, w przypiętej relacji, wystarczy kliknąć w kółeczko Okulary Na Miarę w moim profilu.) Przy każdej stylistka, pani Patrycja Grzybowska, która od lat zajmuje się profesjonalnym doborem opraw okularowych, wyjaśniała mi, dlaczego zaproponowała mi akurat ten model. Niektóre odrzucałyśmy od razu: za szerokie, zbyt okrągłe, zbyt kanciaste, zbyt jasne, zbyt ciemne. Chciałam ideału i obie byłyśmy pewne, że go znajdziemy. Niektóre modele przymierzałam po kilka razy, żeby nie decydować pod wpływem impulsu.


Głowy księżniczki

W cyklu książek o krainie Oz pojawia się księżniczka o imieniu Langwider. Jej osobliwość polega na tym, że zamiast zmieniać stroje, jak robią to wszyscy ludzie, ona zmienia głowy. Wraz z nimi zmienia się też jej osobowość. Sama mam bardzo podobne odczucia w stosunku do oprawek. Jestem jak Superman: sięgam po okulary i staję się Clarkiem Kentem. W rzeczywistości to tylko element mojej codziennej transformacji z profesjonalnego copywritera z 10-letnim doświadczeniem w byt piaskownicowy spod znaku mokrych chusteczek i liofilizowanych truskawek. Jednak element bardzo istotny, bo mocno wpływa na to, jak widzą i jak odbierają mnie inni. A to z kolei pozwala wydobyć lub ukryć pewne cechy mojej osobowości.


Szaleństwa pani Olgi

Moje poprzednie oprawki, jagodoworóżowe kocie Solano, sprzyjały szaleństwom. Sprawiły, że obcięłam grzywkę (genialna decyzja!). Wpadłam w nich na pomysł akcji z Wędrującą Sukienką. Ale potrzebowałam zmiany. Dlatego, kiedy pod koniec mierzenia zostałam z 8 oprawkami, wybór nie był wcale taki trudny – mimo że każda z nich idealnie pasowała do mojej twarzy, tylko w jednych byłam tą osobą, którą chciałam być.


Moje nowe okulary

To niemiecka marka Brendel, model 902217 70. Jestem w nich poważniejsza, ale nadal z nutką szaleństwa. Profesjonalna, pewna siebie, dojrzalsza, jednak wciąż twórcza i ciekawa świata. Przez matowe wykończenie ich kolor lekko się zmienia, trochę jak powierzchnia morza. Zachwyciło mnie to! Idealnie zgrywają się z moim turkusowym kapeluszem vintage. Myślę, że przeczytamy we dwoje sporo świetnych rzeczy i zobaczymy wiele fantastycznych miejsc. Ba, jestem tego pewna.


Salon optyczny Okulary Na Miarę
Kraków, ul. Kapelanka 15e


Umów bezpłatną konsultację
ze stylistką opraw:
Patrycja Grzybowska 12 269 46 04


Jestem ciekawa, co myślisz. Zmiana na lepsze?
Moje poprzednie oprawki możesz zobaczyć na przykład tu.
Porównaj i daj mi znać!