Drugi tydzień wyzwania zaczął się dobrze, ale później… Oj, zaszalałam.

Publikuję zbiorczo relację z dwóch tygodni, bo w pierwszym szło mi naprawdę świetnie. On zrobił zakupy na cały tydzień według mojej listy, a obiady zaplanowały się praktycznie same.

Nic nie zapowiadało katastrofy.

Bo o ile nie mam problemu z powiedzeniem sobie „dość”, z sukcesywnym okrajaniem mojej garderoby do zgrabnej, mieszczącej się w jednej walizce pigułki i z kupowaniem w Ikei tylko tego, po co tam jadę (i klopsików, ale to jeden z celów jeżdżenia do Ikei, nes pa?), to jestem całkowicie nieodporna na pułapki działu dziecięcego.

Więc wpadłam jak śliwka w kompot.

Po tym, jak Ono znowu lamentowało nad wodą wlewającą się do oczu podczas mycia głowy, trafiłam na Allegro, gdzie kupiłam kubek specjalnie do tego celu (serio, jest coś takiego). Na jeden wieczór trafiłam na dział Baby na Aliexpress, przebiegłam przez Endo, sklep z europejskimi zabawkami, trochę stron z ciuchami i rzeczami do domu, daWandę, Pakamerę, po czym wylądowałam twardo: w księgarni internetowej. Tyle mojego, że wyszłam z tych bojów zwycięsko (klikając maniakalnie przycisk Pin It zamiast Dodaj do koszyka), wzbogacając nasz stan posiadania jedynie o paczkę dziecięcych książeczek.

Dziś rano, idąc do pracy, kupiłam jeszcze nowe rajstopy, bo te, które miałam na sobie, zachowywały się wyjątkowo złośliwie, z każdym krokiem próbując wyemigrować do San Escobar. Nawet bym im na to pozwoliła, gdyby nie fakt, że chciały zabrać ze sobą moją bieliznę. Więc wymieniłam je na lepszy model.

Plus nowe okulary. To wpisuję w rubrykę „wydatki konieczne”, bo ostatnio widziałam gorzej i pobolewała mnie głowa, co stanowiło oczywisty sygnał, że obecne szkła mam za słabe.

Wyszło tak pół na pół.

Nie rzuciłam się w wir zakupowego szaleństwa i można powiedzieć, że wszystko, co kupiłam, było tak naprawdę potrzebne. Ale też złamałam zasady, spędzając ponad godzinę na przeglądaniu sklepów internetowych. I co z tego, że głównie dla Ono.

Przede mną jeszcze ponad 1/3 wyzwania.

Oprócz Oli, której idzie znacznie lepiej niż mnie (trochę mi wstyd) dołączyły jeszcze Daria i Pat. Mam nadzieję, że teraz uda mi się trzymać zasad, które sama ustaliłam, i trochę wyluzować z myśleniem o kupowaniu. Mam parę pomysłów na aktywności, które mi w tym pomogą. Napiszę Wam o tym za tydzień.


Macie jakieś triki na to, żeby nie „chodzić” po sklepach? Jak widzicie, przyda mi się każda pomoc!

PS. Tak, nasze Monopoly jest z Dr. Who.